Eragon patrzył z przerażeniem w tamtą stronę. Czy to już koniec, zastanawiał się. Dobrze wiedział, jak skończył się sen Saphiry.
Zobaczmy, czego chcą- zasugerował Eragon udając, że jest opanowany, choć tak nie było.- Może wszystko będzie w porządku...?
Saphira machnęła ogonem, ale skierowała się w stronę pędzących rumaków. Wylądowała przed Nausadą, a jej rumak wierzgnął omal jej nie zrzucając.
-Eragon! Saphira!- krzyknęła królowa z wyraźną ulgą.- Co wy tu robicie?
Tak właściwie to wracamy do domu- mruknęła Saphira.
-Nie ma mowy!- Eragon zeskoczył z siodła i dodał w myślach:- Smoki i Jeźdźcy są po to, by utrzymywać w Alagaesii pokój, a nie zwiewać z podkulonym ogonem, gdy robi się gorąco! Przecież ty uwielbiasz walczyć...
Saphira zostawiła jego słowa bez komentarza. W rzeczywistości ona chciała walczyć z dziwnymi przybyszami, ale bała się o Eragona.
-No to widzę, że mam dla was kolejne zadanie- oznajmiła królowa.- Sprawdźcie kim lub czym są te stwory i zabijcie je, jeśli mają wobec nas złe zamiary.
-Tak, pani- powiedział Eragon.
Saphira niechętnie wleciała w górę. Ze swojego miejsca (wysoko nad głowami królowej i jej kawalerii) przyjrzała się dziwnym smokom i ich jeźdźcom. Smoków było dokładnie czternaście, o ile jakiegoś nie pominęła. Ich sierść lśniła różnymi kolorami, tak jak łuski zwykłych smoków, a sylwetki mieli wychudłe. Wyglądali tak, jakby sierść obrastała nawleczoną na same kości skórę. Krótko mówiąc brakowało im mięśni i mięsa pod skórą. Gdy podlecieli bliżej widok zaparł jej dech w piersiach. Te stwory (i ,,smoki", i ich jeźdźcy) nie mieli oczy. Na twarzach lśniły puste oczodoły.
Na czele leciała wielka Zmora (tak Saphira nazwała te niby-smoki) z czarną sierścią, a rozmiarami dorównywała małemu wzgórzu, z którego razem z Eragonem zauważyli kawalerię Nausady.
W końcu smoczyca, za namową Eragona, podleciała do Zmor, ale pozostawała od nich na tyle daleko, by chwilę czasu minęło nim oni do niej dotrą. Saphira pozostawała w jednym miejscu, lekko uchyliła paszczę, by zdążyć zionąć ogniem w razie zagrożenia.
Eragon położył dłoń na rękojeści Brisingra i zablokował umysł zaraz po tym jak spróbował sięgnąć myślami do przybyszy. I nic. Stwory były tym dziwniejsze, że w ogóle nie wyczuwał ich obecności. Tak samo jak w przypadku Ra'zaców, choć oni zapewne Ra'zacami nie byli.
Zmory zatrzymały się bardzo blisko nich. Od tej ogromnej,, czarnej dzieliło ich zaledwie 10 stóp przed nimi.
-Och, Eragonie, Saphiro - powiedział jeździec czarnej Zmory, a jego głos brzmiał znajomo.- Miło, że znów się spotykamy.
Galbatorix!!! uświadomił sobie Eragon.
Ale... jak... on...- jąkała się Saphira.- On nie żyje!Eragon położył dłoń na rękojeści Brisingra i zablokował umysł zaraz po tym jak spróbował sięgnąć myślami do przybyszy. I nic. Stwory były tym dziwniejsze, że w ogóle nie wyczuwał ich obecności. Tak samo jak w przypadku Ra'zaców, choć oni zapewne Ra'zacami nie byli.
Zmory zatrzymały się bardzo blisko nich. Od tej ogromnej,, czarnej dzieliło ich zaledwie 10 stóp przed nimi.
-Och, Eragonie, Saphiro - powiedział jeździec czarnej Zmory, a jego głos brzmiał znajomo.- Miło, że znów się spotykamy.
Galbatorix!!! uświadomił sobie Eragon.
Nie bali się rozmawiać ze sobą, bo skoro Galbatorix nie miał już umysłu tak jak kiedyś, to nie może przypuścić na nich ataku.
-Ty nie żyjesz!- wycedził Eragon przez zęby.
-Nie- zgodził się Galbatorix.- Shruikan i moich trzynastu kolegów też nie. Widzisz, chłopcze, to dość skomplikowane... Kiedy ostatnio widziałeś Morzana - wskazał ręką mężczyznę siedzącego za na czerwonej Zmorze lecącej za Shruikanem- był człowiekiem z krwi i kości, ponieważ ktoś oddał za niego swe życie. My teraz jesteśmy samoistni jak duchy... nieśmiertelni, niezniszczalni. Przyszliśmy się zemścić. Najpierw zginiesz ty, potem twój synek, a na końcu zabawimy się z córeczką i Aryą.
-Ja na to nie pozwolę!!!- ryknął Eragon i zamachnął się mieczem. Przebił Galbatorixa mieczem na wylot. Cios, który uśmierciłby człowieka na miejscu, duchowi nie wyrządził żadnej krzywdy.
W odwecie Galbatorix ciął na oślep, poważnie raniąc Saphirę. Rana zdobiła niemal całą pierś- od lewej strony szyi do kolana prawej nogi.
Saphira ryknęła rozjuszona. Zrobiła salto do przodu, zanurkowała w dół i kręcąc się jak śruba wylądowała w dużej odległości od wrogów. Nie wiedziała jak daleko tamci są, bo zaczęła tracić wzrok. Odzyskała go po chwili i zorientowała się, że Eragon zsiadł z niej i uleczył ranę. Chłopak znów wskoczył na siodło, a smoczyca poderwała się do lotu. Leciała na wschód. Zmartwiło ją, że nigdzie nie widziała wrogów. Z zaskoczenia ktoś wbił pazury w jej udo. Wyrzuciła tylne nogi za siebie jak koń, kopiąc napastnika pod brzuch. Odwróciła się i zobaczyła czerwonego-bezimiennego-smoka-zdrajcę, którego dosiadał Morzan.
-A więc znów się spotykamy, Eragonie -powiedział Morzan, a z szyderczym chichotem dodał:- Widzę, że udało ci się przywrócić do życia to niebieskie bydlę.
Eragon wściekły uniósł miecz nad głowę, ale w tym momencie Saphira skoczyła na Morzana.
-Saphiro, nie!- krzyknął Eragon, ale w tym momencie smoczyca wbijała już szpony w szyję czerwonej Zmory.
Było to dla niej dziwnym uczuciem, bo pod pazurami nie wzbierała krew, a stwór nie wydał z siebie ryku bólu, tylko patrzył na nią pustymi oczodołami.
Saphira skuliła się pod tym spojrzeniem pod tym spojrzeniem. Pożałowała, że go zaatakowała (ze względu na bezpieczeństwo jej i Eragona). Skoczyła do tyłu i zaczęła lecieć w dół. Zmora strzeliła w nią piorunem, ale chybiła i piorun trafił w ziemię. Sucha trawa pod nimi (byli blisko pustyni Hadarackiej) zapłonęła błękitno-złotym-ogniem, który szybko się rozprzestrzenił ogarniając kilkanaście metrów kwadratowych.. Drugi strzał błyskawicą również nie trafił w smoczycę, ale Eragon stracił równowagę. Omal nie spadł z siodła. Jakiś czar przytrzymał smoczycę w miejscu. Trzeci atak piorunem uderzył w siodło. Eragon spadł z siodła. Saphirze błysnął przed oczami koniec jej snu (ale teraz nie śniła):
Jeździec spadał w ognistą paszczę ziemi , a ona mogła się tylko temu przyglądać, zawodząc wniebogłosy...
DALSZY CIĄG:
Eragon był zbyt oszołomiony i za słaby, by ratować się magią. Spojrzał tęsknie w stronę przerażonej Saphiry.
MÓJ MAŁY!!! - ryknęła i Jeździec poczuł, jak smoczyca napiera z całej siły na przytrzymujące ją zaklęcie.
Kocham Cię, Saphiro...- szepnął czując, że zaraz wpadnie w sam środek ognistego piekła i zginie.
Czy
to będzie bolało?, zastanawiał się. Przeżył wiele bitew, dużo razy
otarł się o śmierć, ale jeszcze nigdy nie był tak przerażony i bezradny.
Usłyszał
ryki smoków lub Zmor, nie odróżniał ich głosów. Nagle wylądował na
czymś, a siła uderzenia sprawiła, że uleciał mu cały tlen z płuc. Było
mu gorąco, ale nie palił się. Widział dużo czerwieni, a świat dookoła
wirował. Usiadł i rozejrzał się. Siedział na czerwonym smoku... Tak, na
pewno nie była to Zmora. A czerwony smok był tylko jeden w całej
Alagaesii.
-Cierń!- krzyknął Eragon.
Jesteś cały? - spytał smok.
-Owszem... Chyba...- zastanowił się chwilę i dodał z przerażeniem.- Saphira!
-Miło
cię znów widzieć, bracie - powiedział z przekąsem Murtagh, którego
Eragon wcześniej nie zauważył.- Widzę, że ona radzi sobie lepiej od
ciebie...
Cierń
odwrócił się pod kątem tak, by Eragon mógł bez trudu dostrzec smoczycę.
W tym momencie uwolniła się od czaru (Gdyby nie Murtagh, pomyślał
Eragon, to i tak nie zdążyłaby mnie uratować.) i zaatakowała
Kialandiego. Rozdarła pazurami bark jego brązowej zmory. Strzępy skóry
błyskawicznie się zrosły, a miecz Kialandiego przeleciał o cal od
szafirowych łusek na szyi smoczyca.
Saphiro!- krzyknął Eragon.- Ich nie da się zabić! Omal nie zginąłem, nie chcę teraz stracić ciebie... Choć tu, mam pomysł.
Smoczyca parsknęła, ale posłuchała go.
Eragon
chciał od razu wskoczyć na smoczycę, ale skrzydła olbrzymów, nie
pozwoliły im się do siebie za bardzo zbliżyć. Jeździec nie miał szans
doskoczyć do smoczycy, a rzucić się w dół, by ona go złapała, to był
zbyt ryzykowny pomysł.
Lećmy do wybrzeża- powiedział Eragon posyłając myśli do całej trójki towarzyszy.- Tam może uda nam się wylądować.
Saphira spojrzała w dal i syknęła z rezygnacją. Wszyscy podążyli za jej wzrokiem.
W
dali, najwyżej milę od strony Pustyni Hadarackiej, nadciągało wojsko.
Kilka tysięcy martwych rycerzy. Wśród nich Eragon dostrzegł jakiś blask,
biąłą plamkę wśród czerni.
Ramr...- rzuciła Saphira i miała rację.
Jednorożec
zabijał ludzi-duchy jak myśliwy zwierzynę. Nagle Eragon zobaczył, że
jeden z rycerzy szykuje się do zadania śmiertelnego ciosu w szyję
jednorożca.
-Ganga!(Idź!)- krzyknął Eragon, chociaż wiedział, jak niebezpieczne jest przenieść pół tonowe zwierzę z odległości mili.
Jednak się udało. Eragon przeniósł jednorożca kilka metrów w lewo i to wystarczyło, by uratować mu życie.
Nigdy tego nie zapomnę, Eragonie- szepnął Ramr.
To ty nam pomagasz...- Eragon był lekko zakłopotany.
Obiecałem to Lili w zamian za uratowanie mi życia.
Możesz zniszczyć zaprzysiężonych?
Nie, ich nie. Mój róg ma na tyle mocy, by dać radę jedynie zwykłym ludziom. Zaprzysiężonych i smoki musisz zniszczyć sam...
Smoki doleciały do linii wody i Eragon odetchnął.
Co teraz zamierzacie?- spytał CierńEragon miał plan, ale pokręcił głową.
-Na razie nie mogę wam powiedzieć. Zastanawia mnie jedno... Co wy tutaj robiliście?
Tym razem odpowiedział Murtagh:
-Morzan chciał, byśmy do nich dołączyli...
...ale się nie zgodziliśmy.-kontynuował Cierń.
-Chciał nas zabić...
...więc uciekliśmy. Potem natknęliśmy się na was.
Eragon dosiadł Saphirę, a przy okazji podzielił się z nią swoim planem.
Spróbujcie ich zająć przez chwilkę- poprosiła smoczyca.- Postaramy
się błyskawicznie wrócić, ale musimy polecieć do domu, więc nie
przybędziemy wcześniej niż jutro. Przy dobrych wiatrach...
Jasne!- prychnął Cierń niezadowolony.
Oba smoki wzniosły się w niebo.
-Murtaghu...- powiedział Eragon nim się rozstali.- Dziękuję za uratowanie mi życia.. Ja z Saphirą jesteśmy waszymi dłużnikami...
DALSZY CIĄG:
Saphira
mknęła nad wodą niczym lśniąca strzała. Eragon jeszcze nigdy nie
widział jej tak zbulwersowanej. Cały czas starał się wspomagać smoczycę
swoimi siłami. Od szybkiego, sprawnego dotarcia do domu zależało życie
wszystkich, których kochali, a może nawet los całej Alagaesii. Oboje
świetnie o tym wiedzieli. Nie tracili czasu i sił na rozmowę. Tylko co
jakiś czas Eragon powtarzał w duchu: Szybciej, szybciej... Choć Saphira słyszała to, wiedziała, że on jej nie popędza, więc zostawiała to bez komentarza.
Minęło kilka godzin nim zza horyzontu ukazał się zarys Vroengardu. Słońce już zaszło i świat zaczynał ciemnieć.
Smoczyca
wylądowała w swoim zagłębieniu w ich domu. Aryi, dzieci ani ich smoków
nigdzie nie było, co ucieszyło Eragona. Nie chciał ich martwić, a gdyby
się spotkali, musiałby wszystko opowiedzieć. Jeździec szybko zeskoczył z
siodła. Zaklął, gdy nogi się pod nim ugięły i upadł na wyciągniętą łapę
smoczycy. Oddał jej zdecydowanie za wiele energii... Stojąc w miejscu
odetchnął kilka razy, a potem zaczerpnął sił od wszystkich kwiatów i
traw w okolicy.
Mój mały...- mruknęła Saphira.
Nic mi nie będzie- odparł.
Podszedł
do ściany obok legowiska Saphiry. Położył dłoń na ścianie i wyszeptał
kilka zdań, w tym swoje prawdziwe imię. Ich oczom ukazała się dziura,
która wzrosła do długości dorosłego człowieka i szerokości trzech dobrze
zbudowanych ludzi. W dziurze lśniło ogromne, białe eldunari Bid'Dauma.
Właśnie po niego wrócili Eragon i Saphira. Potrzebowali rady, a
najstarszy żyjący (jeśli można tak nazwać samo serce serc) smok powinien
im pomóc.
Spróbujemy?- spytał Eragon. Miał namyśli próbę porozmawiania ze smokiem.
Nie mamy wyboru- Saphira machnęła ogonem zdenerwowana.- To nasza ostatnia szansa.
Połączyli
umysły i, po raz pierwszy, posłali myśli ku Bid'Daumowi. Eragon
zostawił tu jego eldunari, gdy wraz ze swoją smoczycą wrócili ze skały
Kuthian. Musiał dobrze zabezpieczyć serce serc smoka. Ktoś, komu udałoby
się nagiąć go do swej woli, pozostałby niezwyciężony. Więc Jeździec
umieścił je w ścianie w miejscu, gdzie często przebywała Saphira, a
dostęp do tej skrytki mieli tylko oni dwoje. Eragon ufał Aryi, ale
zawsze pozostawała możliwość, że ktoś mógłby ją porwać i torturować, by
oddała mu eldunari. Po za tym było coś jeszcze... W razie jego śmierci
Saphira nie mogłaby oszaleć lub poświęcić swojego życia, bo miałaby za
zadanie przeżyć i powiedzieć komuś zaufanemu (np. Aryi) o istnieniu
eldunari. Eragon nie chciał nawet rozwarzać odwrotnej sytuacji: gdy to
smoczyca ginie, a on ze względu na wyznaczone sobie zadanie musi
przeżyć.
Myśli
Bid'Dauma były wolne i ociężałe. Przypominały im drzewo Menoa. Smok
zupełnie nie zwracał na nich uwagi. Na początku nie zapuszczali się
głębiej w jego umysł. Muskali go tylko swoimi myślami. Ale w miarę
upływu czasu wchodzili coraz głębiej, a nie było to trudne, bo smok
wcale nie blokował umysłu. Aż w końcu zaczęli mimowolnie przeglądać
niektóre wspomnienia smoka. Nagle Bid'Daum zablokował ich. Poczuli
wbijające się ostrze w ich umysły. Nie mogli się wycofać ani iść dalej.
Puść nas!- krzyknął Eragon rozpaczliwie.- Eka ai frricai un Shur'tugal (Jestem Jeźdźcem i przyjacielem)!- To był najprostszy zwrot jaki mu przyszedł do głowy, ale nacisk na jego umysł nawet nie zelżał, więc podjął kolejną próbę:- Skulblaka, eka celobra ono un mulabra ono ne haima (Smoku, darzę cię szacunkiem i nie mam wobec ciebie złych zamiarów)!
Smok
wydał się nieco zaintrygowany, zaczął przeglądać jego wspomnienia od
chwili narodzin, a gdy doszedł do chwili wyklucia Saphiry, Jeździec
poczuł, że Bid'Daum przegląda w tym samym czasie też jej wspomnienia,
łącząc ze sobą różne fakty.
Zabiłeś mojego przyjaciela, Jeźdźcze-
rzekł smok potężnym głosem przypominającym ruch góry. Przemawiał w
pradawnej mowie, zmuszając Eragona do odpowiedzi w tym samym języku.
Nie- szepnął Eragon w języku elfów.- On
sam się poświęcił ratując Saphirę. Jestem mu za to dozgonnie wdzięczny.
Gdyby nie on jedno z nas by nie żyło. Nigdy mu tego nie zapomnę...
Pamięć nie zwróci mu życia...
Nie zwróci- przyznała Saphira w pradawnej mowie pomagając Eragonowi w tej słownej potyczce- ale
pamiętając o zmarłych pozwalamy im żyć wiecznie. Żadna żywa istota nie
ma niezniszczalnego ciała, nieważne człowiek, elf, smok czy roślina, ale
umarli mogą żyć w sercach i umysłach tych, którzy wciąż chodzą po
ziemi...
Saphira po raz kolejny zaskoczyła Eragona swoją niezwykłą mądrością.
Czyżby?-Smok poluzował nacisk na ich umysły.-Eragon
nawet się ze mną nie pożegnał. Chociaż może to i moja winna. Minęło
tyle wieków od śmierci mego ciała, a ja zamieniłem z nim tylko kilka
słów. Całkiem zamknąłem się w sobie. Chcecie posłuchać o moim życiu?
Wybacz, panie- rzekła Saphira, wysyłając mu obraz siebie składającej ukłon-
Bardzo chętnie, jednak nie mamy czasu. Potrzebujemy twojej pomocy albo
Alagaesia zostanie zniszczona. Pozostało nam bardzo niewiele czasu.
Wiesz, czego chcemy?
Smok
całkowicie wypuścił ich umysły, ale raz jeszcze obejrzał wspomnienia
Saphiry dotyczące dzisiejszych wydarzeń. Gdy wreszcie się odezwał, jego
głos brzmiał smutno, lecz z nutą wściekłości:
Są
dwie rzeczy pozwalające na zniszczenie umarłych. Po pierwsze to róg
jednorożca. Pod nim jednak giną tylko ludzie i jedynie ci, którzy nigdy
nie byli złączeni ze smokami. Na elfy, dzikie smoki oraz Jeźdźców jest
coś innego. Miecz zrodzony w smoczym ogniu. Zabijając nim Jeźdźców
zginą też złączone z nimi smoki.
Gdzie mogę znaleźć taki miecz?
Na
całym świecie takiego nie ma. Musisz go zrobić z twojego miecza i ognia
Saphiry. Ale to nie takie proste jak się zdaje. Potrzeba do tego
również smoczej magii. Poznacie, gdy miecz będzie gotowy. A teraz
idźcie... Ta rozmowa mnie zmęczyła, a więcej pomóc nie mogę.
Zerwał
z nimi kontakt i zablokował umysł. Eragon zamknął skrytkę z eldunari i
nie tracąc czasu wyjął Brisingra z pochwy, ujął go tak, by trzymać za
rękojeść, ale żeby płomienie wyleciały na zewnątrz przez dziurę w
ścianie, którą Saphira zawsze wlatuje do domu.
Zrób to, Saphiro- polecił Eragon.
Smoczyca
zionęła ogniem zalewając nim miecz. Eragona gorąco bijące od płomieni
parzyło w twarz i rękę dzierżącą miecz, ale nie narzekał. Saphira
zamknęła paszczę i płomienie zniknęły, a miecz wyglądał tak, jak
dawniej. Smoczyca spuściła głowę.
Jesteśmy zgubieni- skwitowała zrozpaczona.
Następny post: ,,To już koniec!"