sobota, 24 marca 2012

Tajemnica Ramra.

Lili obudziła się i usiadła na łóżku. Powróciły do niej wspomnienia wczorajszego dnia. Obok niej w zagłębieniu w podłodze, będącym smoczym posłaniem, Amethis uniosła głowę i spojrzała na elfkę.
Ale byłam głupia...- szepnęła Lili.- Mało brakowało, a byśmy zginęły. Nawet potężna Saphira była bezradna wobec tego żywiołu. Ja... Wczoraj byłam zbyt zmęczona i przerażona, by zwrócić uwagę na coś innego niż tylko na to, że miałyśmy wiele szczęścia, przecież otarłyśmy się o śmierć. Ale dzisiaj... Dziś chcę cię przeprosić i zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz, smoczku.
Amethis dmuchnęła jej w twarz gorącym oddechem. Wyciągnęła szyję i położyła głowę na łóżku obok swojego Jeźdźca, ale cały czas patrzyła jej w oczy.
Och, moja mała, nie mów tak. To ja naraziłam nas wszystkie. Gdybym zareagowała mniej impulsywnie podczas burzy zostałabym w ciepłym domu razem zwami, bo wy nie musiałybyście mnie szukać. Odlatując, gdy widziałam, że pogoda się psuje świadomie naraziłam was na niebezpieczeństwo. Nie mogłam oczekiwać przecież, że mimo łączącej nas więzi zostaniesz tutaj, kiedy mi może się coś stać.
Lili nie pocieszyły te słowa, ale nie mogła zaprzeczyć, że to prawda. Położyła rękę oznaczoną gedwey ignasią na głowie smoczycy między dwoma małymi szpikulcami.
Jesteśmy jeszcze młode, niedoświadczone- stwierdziła.- Ty byłaś za słaba, żeby wylecieć z pułapki, a ja zbyt dumna i przemądrzała, by cię przeprosić, kiedy odleciałaś, a nim jeszcze zerwał się kontakt między nami. Ale Ale czuję, że to się zmieni. Będziemy najlepszymi smokiem i Jeźdźcem od chwili zawarcia układu między elfami i smokami. Lepszymi niż mój tata i Saphira, lepszymi niż Eragon* i Bid'Daum**. Kiedyś takie będziemy.
Amethis zamruczała zadowolona.
Po co czekać?- spytała.-Zacznijmy od razu. Jesteśmy ze sobą tak blisko... Jak jedna dusza w dwóch ciałach. Nie ma tu miejsca na zazdrość, pychę, czy kłótnie. Ramr jest jeszcze mały. Należy mu się dużo opieki. Ja mogę o siebie zadbać. Opiekuj się nim ile chcesz i kiedy chcesz. Obiecuję nie być zazdrosna. Wręcz przeciwnie. Gdy będziesz się nim zajmować ja siądę obok i cierpliwie poczekam aż skończysz.
A ja się pospieszę i resztę popołudnia spędzę z tobą w chmurach.
Układ odpowiadał im obu. Były na dobrej drodze do osiągnięcia pełnej współpracy.

Lili zeszła na dół do niewielkiego boksu przygotowanego specjalnie dla małego konika w dniu, gdy elfka i smoczyce wróciły ze stałego lądu Alagaesii niosąc końskiego noworodka.
Liliana wyczesała Ramrowi sierść i nakarmiła go. Na koniec po naciskała mu czoło w różnych miejscach. Guzek wcale nie zniknął. Wręcz przeciwnie. Wydawało jej się, że jest jeszcze większy, ale nie mogła orzec na pewno. Potem elfka dotrzymując obietnicy dosiadła ametystowej smoczycy i wzniosły się razem w górę. Uwielbiały latać. Były tylko one dwie, chmury i ziemia setki stóp pod nimi.

*          *          *

 Tygodnie mijały jak minuty, a Lilę pochłonął rytm codzienności. Teraz każdy dzień wyglądał tak samo:
Elfka wstawała wcześnie rano, by zająć się Ramrem. Gdy konik był czysty i najedzony, nadchodził czas na lekcje, które ona i Amethis pobierały u Eragona i Saphiry. Po kilku godzinach ćwiczeń miała chwilę dla siebie. Wykorzystywała ją, by polatać ze swoją smoczycą. Późnym popołudniem znów oporządzała ogierka, po czym wcześnie szła spać, by w pełni odzyskać siły przed jutrzejszym dniem.
Lila skończyła już szesnaście lat, a wraz z nią Amethis miała swoje pierwsze urodziny. Jak na roczniaka smoczyca była już bardzo dorosła. Potężna postura i mądrość, którą się odznaczała (tak jak Saphira w jej wieku) czyniły ją starszą niż była w rzeczywistości.
Ramr rósł w oczach. Z konika sięgającego Lili do kolan, wyrósł na wspaniałego ogiera, sięgającego kłębem do głowy swojej właścicielki. Jego guz też się powiększał. W końcu stał się długi, ostry i trochę zakrzywiony. Wyglądał jak... róg.
Jednorożec!!! Lili zdała sobie z tego sprawę. Nigdy nie widziała rogatego konia, ale kiedyś o nich czytała. Podobno mocą magiczną dorównują smokom, ale nie potrafią mówić. Są nieśmiertelne, ale tylko na wolności. W niewoli żyją tyle, ile zwykłe konie.
On nie jest w niewoli- skomentowała Lili do Amethis.- Jest tak samo wolny jak ty, czy ja.
Tak?- Amethis spojrzała na młodego jednorożca.- A czy w każdej chwili mogłabyś go wypuścić z domu samego? Pozwolić mu iść gdzie zechce?
Elfka przemilczała komentarz. Bez słowa poszła do swojego pokoju.
Na urodziny dostała swój pierwszy miecz. Był zakrzywiony, kształtem przypominał trochę szablę. Rękojeść wieńczył piękny ametyst. Teraz wzięła go do ręki i przyglądała mu się uważnie. Nagle do drzwi ktoś zapukał i do pokoju weszła Arya.
-Lili- powiedziała.- Musimy porozmawiać. Bo... Pomyślałam sobie, że Ramr jest już dorosły, dałby sobie sam radę. Może powinnaś wypuścić go na wolność...
-Nie!- ucięła krótko córka.- On zostaje ze mną!
-Robisz mu krzywdę przetrzymując go...- Arya starała się nie krzyczeć, ale głos lekko jej się uniósł.
-Bo ty wiesz co jest najlepsze dla MOJEGO konia?! On był, jest i będzie mój!!!
Wciąż trzymając miecz razem z pasem w ręce, Lili wybiegła z pokoju. Szybko wyprowadziła Ramra przed dom i dosiadła go. Dopiero podczas szale podczas szaleńczego galopu przypięła nagi miecz u pasa i po dłuższej chwili zatrzymała Ramra. Pierwszy raz dosiadała tego rumaka, ale on był spokojny jak baranek. zsiadła z niego i przytuliła go. W głębi umysłu poczuła, że Amethis do niej leci i próbuję się z nią skontaktować, ale Liliana odrzuciła ten kontakt i zablokowała umysł. Nie chciała, by jej przeszkadzano.
Płakała wciąż tuląc do siebie łeb kopytnego przyjaciela. W końcu poczuła się dziwnie obojętna.
-Chcesz być wolny, przyjacielu?- spytała puszczając go z objęć.-Może tak będzie lepiej. Proszę, idź. Jesteś wolny. Nie zapomnę cię.
Odsunęła się, by koń mógł odejść.
Rumak przeszedł kilka kroków, po czym zatrzymał się i spojrzał na nią.
Ja ciebie też nie- usłyszała głębokie echo słów... Ramra. Koń przemawiał do niej w myślach, mimo iż osłaniała go tak, że nawet Amethis nie mogła obejść tej ochrony.- Podobno my jednorożce mamy dar przewidywania przyszłości. Nigdy nie czułem czegoś takiego, ale teraz mogę ci powiedzieć... obiecać, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Na nieszczęście dla ciebie będę miał okazję spłacić dług wobec ciebie, twoich rodziców i smoków za uratowanie mi życia. Ale nie potrafię przewidzieć, czy dobrze się to skończy i ile czasu minie, nim te chwile nastaną.
Nie pozwalając Lili spytać o czym on mówi, pobiegł galopem w dal.
Po chwili obok wylądowała Amethis. Widząc jej wściekłe spojrzenie, odsłoniła umysł, by załagodzić sytuację.
Wypuściłam go- mruknęła.- Zadowolona?
Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?!- wybuchła smoczyca- Kiedy zorientowałam się, że wyjechałaś z domu na tym koniu, ty byłaś już za daleko, żeby nawiązać z tobą kontakt.
Wracajmy do domu. Muszę się jeszcze wytłumaczyć rodzicom.- dosiadła smoczycy.
Oj, będziesz się grubo tłumaczyć, moja mała. Wiesz jak przestraszyłaś Aryę, gdy wybiegłaś i zniknęłaś tak bez słowa?- wystartowała  w górę.
Po drodze Lili powtórzyła jej słowa Ramra.
Myślę- skomentowała Amethis- że nie możesz się tym zbytnio przejmować. Nawet jeśli mówił prawdę i przyszłość może przynieść ze sobą nieszczęśliwe wydarzenia, to dzisiaj jest dzisiaj, a jutro będzie jutro. Zamiast tracić życie na zamartwianie się nad tym, co przyjdzie, ciesz się tym, co masz teraz.
Lili była pewna, że usłyszała słowa prawdziwej mądrości...

*Eragon- mowa ty o elfie Eragonie, pierwszym Smoczym Jeźdźcu, który wraz ze swym smokiem, przerwał wojnę    smoczo-elfią.
**Bid'Daum- biały smok. Jako pierwszy złączył (zaprzyjaźnił) się z elfem (o imieniu Eragon.)

Następny post (7.04.2012): ,,Pierwsza miłość."

sobota, 10 marca 2012

Burza

Amethis gwałtownie wstała z ziemi i otrząsnęła się. Źrebak spojrzał jedynie na nią zaskoczony, ale nie odskoczył. Lili szczotkowała mu teraz ogonek.
Och, Lili!- powiedziała zirytowana Amethis.- Już minął tydzień odkąd on- wskazała konika- tu jest, a ty cały czas się nim zajmujesz. Zostaw go wreszcie i dosiądź mnie. Chciałabym rozprostować skrzydła.
Możesz polatać sama- oznajmiła elfka.- Właśnie kończę go czyścić, ale potem obiecałam Arthurowi, że porozmawiamy. Nie mieliśmy na to czasu odkąd się wyklułaś. A w między czasie muszę jeszcze nakarmić Ramra, pobawić się z nim, wyprowadzić go na wybieg, położyć spać...
Dość!!! Ciągle słyszę tylko: Ramr to, Ramr tamto... To może zostań jego Jeźdźcem?! A ja się dziwiłam reakcją mojej matki, gdy chciałaś go wziąć. Teraz rozumiem!
Smoczyca skoczyła w powietrze i zniknęła wśród gęstych, czarnych chmur. Lili nie wiedziała, co bardziej ją zaniepokoiło. Złość smoczycy, czy jej odlot, gdy zbierało się na deszcz.
Elfka zatrzęsła się pod nagłym podmuchem wiatru.
-Chodź, koniku- szepnęła.-Robi się zimno. Ona się trochę pozłości i wróci.
Założyła źrebakowi ręcznie robiony (ze sznurka) kantar, który zdjęła mu na czas czyszczenia, i poprowadziła go do domu.
Lili- Saphira właśnie wylądowała pod domem.- Gdzie jest Amethis?
-Nie wiem- Liliana puściła Ramra wolno w pomieszczeniu.- Gdzieś poleciała, a co?
To niedobrze... Bardzo tam w górze wieje. Do tego robi się coraz zimniej. Lepiej skontaktuj się z nią i powiedz, żeby wróciła.
Lili posłusznie posłała myśli ku swojej smoczycy, ale nie wyczuła jej w pobliżu.
Och- westchnęła w myślach, a jej napięcie z każdą chwilą wzrastało.- Nie ma jej. Odleciała zaledwie przed chwilą, a nie mogę wyczuć jej w pobliżu. Nawet gdyby nie chciała ze mną rozmawiać, a byłaby gdzieś w pobliżu, to mogłabym ją wyczuć. Na pewno nic jej nie jest, wiedziałabym o tym, ale GDZIE ona jest.
Lepiej będzie, jeśli ją poszukamy. Wskakuj!
Smoczyca kucnęła, a Lili zręcznie wsiadła jej na grzbiet.
- A wy gdzie?- spytała Arya, która właśnie wyszła z domu.- To niebezpieczne. Zaraz będzie burza.
Lila chciała odpowiedzieć, ale Saphira ją ubiegła:
Amethis zniknęła. Musimy jej poszukać, nim stanie się coś złego. Jak Eragon zapyta, to powiedz mu, gdzie poleciałyśmy. Ale dopiero, jak będę za daleko, by mógł mnie zatrzymać. Musze pomóc temu mojemu bezmyślnemu pisklakowi.
To powiedziawszy skoczyła w górę, nie czekając na sprzeciwy Aryi. Prąd powietrza od razu zarzucił nią kilka metrów do tyłu. Nie poddała się mu i dzielnie leciała przed siebie. Lot pod wiatr był wręcz niemożliwy. Tylko dzięki swojej sile i doświadczeniu w lataniu mogła się oprzeć huraganowi. Chwilę potem niebo przecięła błyskawica. I jeszcze jedna. Potem zaczął padać ulewny deszcz.
Saphiro- powiedziała Lili w myślach. Ze smokami rodziców (a także Vanilorem i Cierniem) wolała rozmawiać na głos, ale grzmoty zagłuszyłyby jej słowa.- Leć Z WIATREM, nie POD WIATR. Jeśli Amethis leciała tak jak my teraz, to na pewno nie dała rady się mu oprzeć i ją poniósł.
Saphira zawiesiła skrzydła, nie mając zupełnie wpływu na to, gdzie leci. Jedyne co teraz robiła, to starała się opaść niżej niż wierzchołki drzew, by nie była głównym celem, gdy będą błyskać kolejne pioruny.
-Czuje ją!!!- krzyknęła Lili radośnie, a dalej mówiła w myślach:
Ona jest gdzieś nie daleko. Ale nie porusza się. Jej bliskość nas rośnie, ale tylko o tyle, o ile ty się do niej zbliżasz.
Skontaktuj się z nią- poleciła Saphira bezsilnie.- Spytaj gdzie jest.
Nie... Nie mogę. Blokuje przede mną umysł. Bo my... trochę się pokłóciłyśmy. To dlatego poleciała. Chciała być jak najdalej ode mnie.
Wspaniale- mruknęła smoczyca sarkastycznie.- Będziesz pierwszym, i pewnie ostatnim, Jeźdźcem, który przez taką głupotę stracił smoka. Ta burza nie ustaje! Jest coraz gorzej, a ja słabnę!!!
Nie mów tak !!!- Lili właśnie zdała sobie sprawę, ze słów towarzyszki.- Nic jej nie będzie, a ty jesteś silniejsza, niż ci się zdaję.
Nagle wiatr zaczął wiać od góry na dół. Zmienił kierunek tak gwałtownie, że rzucił Saphirą o ziemię... i się uspokoił.
Po chwili obie zorientowały się, że są ze wszystkich stron otoczone niewielkimi, skalistymi wzgórzami (najwyżej pięciokrotnie przewyższały Saphirę i to one osłaniały je przed wiatrem), a obok nich stoi Amethis.
Liliana wykrzyknęła jej imię i przytuliły się.
Tak się martwiłam- powiedziała.- Przepraszam, że tak się zajmowałam Ramrem. Przepraszam...
Nie, to moja wina. Nie powinnam była tak ostro reagować.
Nie chce wam przerywać, ale mamy drobne kłopoty- powiedziała Saphira, patrząc w dal, na coś za córką i elfką.
Lili i Amethis odwróciły się, podążając za jej wzrokiem. Na to co zobaczyły, aż wstrzymały oddech. Za nimi najwyżej dwie minuty drogi od nich, przemieszczała się trąba powietrzna.
Lepiej lećmy stąd- dodała.
Stąd nie można wyjść- powiedziała Amethis.- Próbowałam. Wzgórza są zbyt strome, by po nich wejść, a wiatr nie pozwala wylecieć. Patrzcie.
Smoczyca skoczyła w górę machając skrzydłami, ale potężny wiatr rzucił nią o ziemię.
Musimy coś zrobić, ja się nie poddam- Saphira spojrzała przerażona w stronę tornada.
-Może...- powiedziała Lili drżącym głosem.- Może to przejdzie.
Oba smoki spojrzały na nią zirytowane. Saphira poruszyła się niespokojnie.
Możesz użyć magii- zasugerowała.
-Nie odepchnę trąby powietrznej. To by mnie zabiło!
Możliwe ale...- W oczach Amethis zalśniły iskierki nadziei.- Ale mogłabyś choć częściowo osłonić nas przed wiatrem.
Saphira już miała zaaprobować ten pomysł, gdy nagle usłyszała w myślach przerażony głos Eragona:
Saphira!!! Gdzie jesteście?!
Smoczyca odetchnęła i, starając się by jej głos nie zabrzmiał zbyt przerażony, odparła:
Wszystko w porządku, mój mały. Właśnie wracamy do domu tylko... nastąpiły małe komplikacje. A ty gdzie jesteś? Lili nie mogła skontaktować się z Amethis z domu, więc zgaduję, że tam cię nie ma.
Starała się, by ostatnie zdanie zabrzmiało oskarżycielsko i odwróciło jego uwagę od ich trójki.
Martwiłem się! Musiałem pójść cię poszukać.
Nie powinieneś... Wracaj do domu. Ja zaraz tam będę... chyba...
To powiedziawszy zablokowała umysł, nie pozwalając Eragonowi odpowiedzieć.
Zgodziła się z pomysłem Amethis.
Lili dosiadła swojej smoczycy i rzuciła zaklęcie zgodnie ze wskazówkami Saphiry. Od razu nie opadła z sił, bo, jak tłumaczyła Saphira, to zaklęcie będzie czerpało z jej sił dopiero, gdy wiatr uderzy i będzie musiało działać. Wtedy też będzie mogła je zakończyć, kiedy za bardzo się zmęczy.
No to lecimy- powiedziała Amethis, spoglądając niespokojnie w stronę tornada odległego od nich najwyżej o 15 sekund. Obie smoczyce wystartowały. Wiatr nie uderzył w nie tak, jak wcześniej, ale Lili zachwiała się na grzbiecie smoczycy. Z każdą sekundą robiła się coraz słabsza, a jakby tego było jeszcze mało, to Amethis nie była osiodłana, a jej łuskowaty, mokry od deszczu grzbiet był bardzo śliski.
Amethis...- wyjęczała elfka.
Jeszcze chwilę, Lili, wytrzymaj.
I faktycznie długo nie musiała trzymać zaklęcia. Po kilku sekundach Saphira zarządziła, że dalej dadzą radę lecieć. A ponieważ wiatr zmienił kierunek, to lot był bardzo przyjemny. W mgnieniu oka znalazły się pod domem. Smoki wylądowały, a pod dom wybiegli Eragon i Arya. Oboje bardzo się martwili o całą trójkę. Saphira niechętnie opowiedziała o tym, co się stało. Gdy to opowiadała nawet Arthur, który wciąż był zły na Lilę, że go wydała i nie był już teraz Jeźdźcem, słuchał z zainteresowaniem. A kiedy elfka szła do swojego pokoju założyć jakieś suche ubranie (wcześniej nie miała na to czasu) zatrzymał ją.
-Naprawdę to wszystko przeżyłaś przed chwilą?- spytał.
-Tak- odpowiedziała unikając jego spojrzenia. Ostatnio bardzo się oddalili (ona i Arthur) od siebie.
-Ale ci zazdroszczę!
-Ja się cały czas zastanawiałam, czy ujdziemy z tego żywe, a ty chętnie zająłbyś moje miejsce? Jeśli tak, to może faktycznie bardziej nadajesz się na Jeźdźca niż ja- widząc jego smutne oczy położyła mu rękę na ramieniu i dodała:-Spokojnie. Jest jeszcze dużo jaj, może któreś się dla ciebie wykluje.
-To nie takie proste jak myślisz. Jako jedyny w naszej rodzinie nie mam smoka. A do tego nie jestem nawet nieśmiertelny. Czyżbyś zapomniała, że tata jest człowiekiem? Jeśli nie będę miał smoka to mogę żyć długo, ale nie wiecznie. A jedyne jajo, które może się wykluć dla Jeźdźca to jest to brązowe, które trzymałem w rękach, a smoczek się nie wykluł.
- Może nie był jeszcze gotowy, by się wykluć. A poza tym będą inne- powiedziała Lili i zniknęła w swoim pokoju.

Następny post: ,,Tajemnica Ramra."