czwartek, 29 grudnia 2011

Na ratunek. Dwóch Eragonów.

Arya i Roran podeszli do Eragona od tyłu.
- Udało ci się, kuzynie! - zawołał radośnie Roran.- Morzan nie żyje, a my jesteśmy wolni.
Arya widząc smutek Eragona położyła mu rękę na ramieniu i pocałowała go w policzek.
- Coś się stało, kochanie?- spytała troskliwie.- Gdzie Saphira? I, och, Eragonie. Masz wielką ranę na nodze. Wykrwawisz się.
Eragon cicho westchnął.
- Rozdartą nogę można wyleczyć, ale nie zranione serce. Saphira... nie żyje.
Arya i Roran zamarli. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Potem Arya uleczyła Eragonowi nogę i powiedziała czule:
- Wiem co czujesz, ale nie możesz się poddać. Musisz żyć. Jeśli nie dla nas to chociaż dla Saphiry. Ona na pewno by tego chciała.
Eragon wstał. Łzy znów ściekały mu po policzkach.
- Idę się przejść- oznajmił.- Chcę być przez chwilę sam.
- Tylko nie zrób sobie czegoś głupiego- upomniał go kuzyn.
Eragon skinął głową. Ścisnął mocniej wciąż trzymane Eldunari i poszedł przed siebie. Nie obchodziło go gdzie idzie ani co się z nim stanie. Chciał uciec od problemów, ale było to niemożliwe. W końcu po dość długim czasie przestał opłakiwać swą przyjaciółkę. Żal i gniew zastąpiła dziwna obojętność. Tak jak zdarza się, że wypłacze się już wszystkie łzy, a potem zaczyna się zastanawiać dlaczego, co tak naprawdę się stało. Idąc tak rozmyślał tak nad życiem.
Jaki sens ma nasze istnienie skoro w ułamek sekundy można stracić je tak brutalnie i nagle jak się je dostało?
Wcześniej zawsze gdy zadręczał się podobnymi myślami Saphira w swej wielkiej mądrości odpowiadała mu na te pytania lub pomagała mu przegnać takie myśli.Teraz był sam. Sam!!! Eragon stracił rodziców, wuja, swoich nauczycieli, których darzył szacunkiem. Ale nie mógł znieść śmierci Saphiry. Pamiętał jeszcze dobrze wydarzenia sprzed paru dni, gdy latał na Saphirze, a ona obiecała mu, że kiedyś jeszcze powrócą do doliny Palancar. Po raz pierwszy w życiu współczuł Galbatoriksowi.
Może i był zły, ale dopiero po śmierci jego smoczycy. Ja też zaraz oszaleję!
Wtedy Eragon wpadł na pomysł który wówczas wydawał mu się wspaniały. Postanowił iść do skały Kuthian i wskrzesić smoczycę, nie bacząc na koszty. Ale ta skała była daleko w sercu Alagaesii: na pustyni Hadarackiej. Jednak to go nie zniechęciło.
Nie mogę żyć bez niej. A więc zginę albo po drodze, albo oddam za nią życie w Krypcie Dusz.
Szedł wiele godzin nim przeszedł przez całą wyspę (loch był od przeciwnej strony Vroengardu niż Alagaesia). Nie biegł bowiem jak elf. Wręcz przeciwnie. Szedł powoli ze spuszczoną głową, szurając nogami. Stanął na brzegu, nie wiedząc, co zrobić. Przed nim wznosiło się może sięgając daleko przed nim i tylko na horyzoncie jak zawsze widniał zarys Kośćca. Eragon szybko przypomniał sobie o Roranie i Aryi. Wyjął wszystko, co miał w kieszeni: długą linę, kilka kartek papieru, guzik, pióro i mały flakonik z atramentem. Wziął jedną nie co pogniecioną kartkę, pióro i atrament. Zaczął pisać list. Gotowa wersja wyglądała tak:
Kochana Aryo, drogi Roranie,                                                               wybaczcie, że nie ma mnie tak długo i nie martwcie się o mnie. Nie mogę żyć bez Saphiry, ale nie chcę też umierać wiedząc, że nie spróbowałem jej ocalić. Idę do miejsca, gdzie może mi się udać. Nie próbujcie mnie szukać.                                  
PS Na wypadek gdybym nie wrócił wiedzcie, że Morzan chciał, żebym z Saphirą zabił Nausadę. Nie chcąc jej skrzywdzić postanowiliśmy uknuć spisek, w którym zabiję naszego wroga. Udało się, lecz on rzucił w Saphirę mieczem i tak skończyła swój żywot.                  
  Eragon.                                                                                                                                              
Eragon nie napisał gdzie dokładnie idzie, by przyjaciele nie ruszyli w ślad za nim. Wypowiedział zaklęcie, a kartką zerwała mu się z dłoni i poleciała w dal. Chłopiec wiedział, że trafi do adresatów. Potem wziął linę i za sprawą kolejnego zaklęcia uniósł jej jeden koniec do góry. Drugi koniec złapał obiema rękami.
-Lino, leć naprzód!- krzyknął w pradawnej mowie.
Wskoczył na wodę i w tym momencie lina zaczęła lecieć przed siebie tak szybko, że Eragon mógł się utrzymać na powierzchni wody. Przypominało to jazdę na nartach wodnych. Po kilku minutach znalazł się na drugim brzegu. Zatrzymał zaklęcie, ale nie rozważył innej możliwości. Bardzo się rozpędził i zatrzymanie liny wcale nie sprawiło, że sam stanął. Więc mocno zarył w piach na plaży.
Dalej szedł pieszo dzień i noc. Nie jadł, nie spał, po prostu szedł przed siebie, do Saphiry. Często spotykał na drodze patrole Nausady,  ale rycerze nie rozpoznali w nim owego wspaniałego Jeźdźca, wasala swej pani. A nie zwracali uwagi na obdartego, wychudłego żebraka (tak teraz wyglądał). Choć wielu z nich litowało się nad nim i proponowało mu strawę. On jednak odmawiał. Zgodził się tylko w jednym przypadku, gdy aż zasłabł z głodu i obudził się w jednym z obozów rycerzy. Jednak pożywił się tylko i odszedł. Jeden z rycerzy wskazał miecz u jego boku.
- Piękny- zachwycił się.- Skąd żebrak ma takie cudo.
-Nie żebrak, przyjacielu- odparł Eragon- tylko były Jeździec. Tylko Brisingr mi został po mojej ukochanej Saphirze. Po jej śmierci się załamałem i teraz błądzę po pustkowiach w poszukiwaniu śmierci.
Ostatnie jego słowa oczywiście nie do końca były prawdą, ale Jeździec wstał i odszedł nim zdążył usłyszeć jakiekolwiek pytanie.
Po dwóch miesiącach pieszej wędrówki i kilkakrotnym otarciu się o śmierć z głodu, wycieńczenia lub przesadzenia z magią (bez jedzenia i snu Eragon miał w sobie bardzo mało energii) wreszcie dotarł do skały Kuthian. Wdrapał się tam o własnych siłach. Wypowiadając swe imię otworzył Kryptę Dusz, ale były tam same eldunari. Nic więcej. Rozejrzał się i zobaczył, że pod przeciwległą ścianą tańczą jakieś dziwne blaski. Znów wypowiadając swe imię otworzył i te drzwi.
W środku stało 5 kul każda o różnej barwie dorównująca wielkością smokowi nie co mniejszemu od Vanilora. Eragon wiedział, że każda kula mieści dusze jednej z ras Alagaesii. Więc były: biała-ludzie, zielona-elfy, czarna- urgale, brunatnoczerwona-krasnoludy i wreszcie mieniąca się wszystkimi kolorami tęczy raz czerwona, niebieska, czy żółta (itd.), a za drugim razem miała wszystkie te barwy jednocześnie. To była smocza kula. Eragon przyglądał się jej z zachwytem aż nagle usłyszał za sobą czyjś głos przemawiający w pradawnej mowie:
-Chciałeś tu czegoś, chłopcze?
Stał za nim elf dość stary nawet jak na elfa. Mógł mieć nawet tysiąc lat lub więcej.
-Ja...- zająknął się Eragon.- Moja smoczyca nie żyje... To znaczy... Zamknęła się w eldunari gdzie żyje jej umysł, ale jej dusza chyba jest tutaj. Czy można ją ożywić.
- Oczywiście ale to wymaga ofiary.
-Wiem... i jestem gotów zapłacić tą cenę. A kim ty jesteś?
Elf uśmiechnął się.
- Jestem Eragonem. Pierwszym Smoczym Jeźdźcem. Mój smok już dawno nie żyje, a ja zamieszkałem tu strzegąc tej krypty- Powstań, Saphiro Jasnołuska!
-Wybacz mi, panie- rzekł lekko oszołomiony Eragon Bromsson.- Czy muszę od razu ginąć. Chciałbym porozmawiać z Saphirą.
- Dam ci te 5 minut, chłopcze.
 Saphira nagle powstała, a eldunari wyleciało z rąk Eragona i trafiło na swe prawowite miejsce w piersi smoczycy.
Oboje ściskali się i rozmawiali w myślach. Nagle Saphira znieruchomiała.
Och, mój mały, jaką ceną wykupiłeś moje życie?
Wystarczającą- odparł.- Dla ciebie nigdy nie jest za drogo.
Nagle Eragon- Pierwszy- Smoczy- Jeździec przemówił.
- Jestem dość stary, a cierpię bez mojego smoka. Wy natomiast jesteście młodzi, macie prawo żyć. To ja oddam swe życie za ciebie, smoczyco, ale najpierw chcę wam coś dać.
Wyjął ze ściany jaskini wielkie, białe eldunari (było wielkości konika, ale elf niósł je bez żadnego wysiłku).
- Oto serce serc mego smoka. Daję je wam. Dbajcie o nie, a mój przyjaciel w razie potrzeby pomoże wam radą lub swą mocą. Słuchaj, Młody Jeźdźcze, teraz ty opiekuj się tą jaskinią. Nie musisz tu mieszkać jak ja, lecz zaglądaj tu czasem. Ale pamiętaj, że to wielka odpowiedzialność. Jeśli ktoś chce oddać życie za kogoś to mógłby wskrzesić nawet Galbatorixa, a ty nie możesz mu zabronić. Ale jest ważna zasada: życie smoka za smoka, elfa za elfa, człowieka za człowieka. Wy byliście wyjątkiem, bo jesteście Jeźdźcem i smokiem.
Zniknął, a Saphira się uśmiechnęła.
Znów, Eragonie, miałeś więcej szczęścia niż rozumu, ale przynajmniej oboje żyjemy i to się nigdy nie zmieni.


________________________________________________
PO TYM ROZDZIALE PRAKTYCZNIE NIE WIEM O CZYM PISAĆ. MAM JESZCZE JEDEN POMYSŁ, KTÓREGO UŻYJĘ W NAJBLIŻSZYM ROZDZIALE, ALE POTEM POMYSŁY SIĘ KOŃCZĄ. JEŚLI MACIE JAKIEŚ POMYSŁY I CHCIELIBYŚCIE O CZYMŚ PRZECZYTAĆ NA MOIM BLOGU PISZCIE W KOMCIACH LUB NA: saphirasmok@interia.pl. KAŻDY POMYSŁ ZOSTANIE WYKORZYSTANY. ;-)
________________________________________________

wtorek, 27 grudnia 2011

Śmierć Saphiry

- Czy coś nie tak?- spytał Morzan.- Chyba nie zamierzacie się wycofać.
Nie...- rzekła Saphira- Ale obecna królowa Alagaesii, Nausada, jest suwerenem Eragona. On składał jej hołd wierności. Nie może jej skrzywdzić...
-Słuchaj jaszczurko- warknął Morzan (Saphira prychnęła na to urażona).- Nie obchodzi mnie, które z was się jej pozbędzie, ale do jutra chcę mieć wolny tron. Albo ja zjem sobie smocze udka, a mojemu Shruikanowi rzucę na obiad Jeźdźca. A teraz do roboty!
Otworzył drzwi celi i gestem nakazał swoim więźniom, by poszli za nim. Zatrzymali się przy urwisku, kilkanaście stóp za więzieniem. Widać stamtąd było morze w dole, a na horyzoncie zarys gór Kośćca z Alagaesii.
- Mam pytanie- odezwał się Eragon niepewnie.- Co tu robi to więzienie? Niedawno latałem tu z Saphirą i choć nie byliśmy na urwisku, to byśmy to zobaczyli. I nie przypominam sobie, żeby na Vroengardzie był jakiś loch, a mieszkam tu już pięć lat.
- Oczywiście. Bo to ja wyczarowałem to więzienie, a tworząc je sprawiłem, by było odporne na magię, ale ja mogę się nią posługiwać. W każdej chwili mógłbym je wysadzić, zabijając waszych przyjaciół, więc bądź ostrożny.
- To nasza rodzina, nie tylko przyjaciele. Arya to moja żona, Roran jest, moim kuzynem. Vanilor to nieformalny mąż Saphiry (czyli krótko mówiąc są bez ślubu. Uznają się za partnerów, ale smoki nie uznają ceremonii takiej jak ślub), a Opheila jest ich córeczką.
-Czy ja cię o to pytałem?! Nie obchodzi mnie kogo zabiję za waszą niesubordynację.
Saphira przeciągnęła się. Warknęła na wkurzonego Morzana i wtrąciła się do rozmowy:
Teraz ja mam pytanie. Jesteś od nas potężniejszy. Byłeś jednym z najlepszych Jeźdźców-Zdrajców. Czemu sam nie pokonasz królowej? Czyżbyś ty: wspaniały Jeździec, wywołujący lęk u każdego kogo spotkasz, morderca Saphiry Broma, bał się stawić czoła śmiertelnikom?
Cały czas przemawiała z tak widocznym sarkazmem, że Eragon z trudem powstrzymał się od śmiechu, ale pycha Morzana nie pozwoliła mu tego zauważyć.
- Oczywiście- rzekł dumnie- że się ich nie boję, ale ta cała królowa ma orszak wojsk. Ja i Shruikan nie dalibyśmy rady się przez nich przedrzeć. Nim dotarlibyśmy do niej to już dawno poraniliby nas lub nawet zabili. Oczywiście pokazując otwarcie swe zamiary też tak byście skończyli ale... jest coś co wy macie, a czego mi brakuje. A mianowicie: jej zaufanie. Jeśli pójdziecie do niej i udacie, że wszystko jest w porządku, będziecie mogli wystarczająco się zbliżyć i zabić ją, a potem udawać głupich, a nawet samych się zranić i mówić, że chcieliście ją obronić a napastnicy ją zabili, zranili was i uciekli.
Eragonowi nie podobał się ten pomysł. Bardzo lubił Nausadę i nie zamierzał skrzywdzić jej, by tron objął kolejny ,,Galbatorix". Morzan podał mu miecz. Eragon, wziął broń.
Eragonie, teraz!- powiedziała Saphira.
Choć przysięga nie pozwoliła powiedzieć jej nic więcej, to chłopak i tak zrozumiał o co chodzi.
Eragon zamachnął się i przebił niepodejrzewającego niczego Morzana mieczem. Ale nie trafił w samo serce. Mężczyzna padł na ziemię, a Eragon poczuł uciekające z niego życie. Nie miał zamiaru dobijać wroga. Był śmiertelnie ranny.
I tak zaraz umrze, a ja nie jestem katem- pomyślał Eragon.
Ale wówczas Morzan resztkami sił dobył swego miecza wiszącego u jego boku i przejechał ostrzem po nodze chłopaka rozdzierając spodnie i skórę pod nimi od uda po stopę. Nim Eragon zdążył się odwrócić i zareagować Morzan rzucił mieczem w Saphirę i znieruchomiał (a jego czerwony smok lecący po niebie, by ratować swego Jeźdźca, gdy wyczuł jego ból, spadł do morza). Miecz wbił się w szyję smoczycy. Nie dało jej się już uratować. Upadła na ziemię. Życie z niej uciekało. Eragon rzucił swój miecz na ziemię i pobiegł do smoczycy.
-Nie!!!- krzyknął zarówno w myślach jak i na głos, a kontynuował jedynie w myślach- Saphiro, nie rób mi tego! Proszę, wyleczę cię, oddam ci me życie! Nie! N-n-nie...
Przytulił się do niej czule, przykładając dłoń do rany (gdy wyjął zeń miecz) i nie zważając na wzbierającą między palcami krew.
Saphira otworzyła smutne, szkliste oczy i spojrzała na niego czule.
Nie, Eragonie. Widać tak musiało być. Ja tu kończę mój żywot, ale ty musisz dalej żyć. Pamiętasz, co nam mówili? Smoka i Jeźdźca ocenia się nie tylko po tym jak pracują razem, ale również osobno. Obiecaj mi, że nic sobie nie zrobisz, a będziesz dążył do tego, byś dożył setek lat... Mój mały... Ja słabnę... Oto mój ostatni dar dla ciebie...
Chłopiec czuł się okropnie. Twarz miał mokrą od łez, z otwartej rany na nodze wciąż sączyła się krew. W ogóle dziwne, że się jeszcze nie wykrwawił. Nim zrozumiał, co miała na myśli Saphira, odkrył, że nie przytula już smoczycy, a jedynie leży na gołej ziemi. Obok niego leżał niewielki, okrągły przedmiot przypominający smocze jajo, ale dwa albo nawet trzy razy mniejszy.
-Eldunari- wyjąkał Eragon.
Wiedział, że Saphira musiała przenieść się do niego, by uniknąć całkowitej śmierci. Choć jej duch odszedł. W eldunari był jedynie umysł smoczycy. Mimo to Eragon czuł to samo, co kiedyś Glaedr. Był sam! Odkąd Saphira się z nim złączyła, umysł Eragona, należał również do niej, a mury otaczające go nagle runęły. Teraz czuł się samotny. Opuściła go przyjaciółka, z którą dzielił myśli, uczucia, całe życie.
Nie zauważył, że krótko po śmierci Morzana loch zniknął, uwalniając Aryę, Rorana i smoki. Teraz usłyszał ich kroki i radosne rozmowy. Nie wiedzieli jeszcze, co się stało. Wciąż obficie krwawiąc (i słabnąc z każdą minutą, bo tracił bardzo dużo krwi), klęknął, złożył eldunari przy kolanach i ukrył twarz w dłoniach, wypłakując swój żal.
______________________________________________________________
To oczywiście nie jest jeszcze koniec całej historii. Chociaż Saphira, mimo iż myślami żyła w swoim sercu serc, to była wciąż zbyt słaba, by słuchać rozmów czy reagować na otoczenie. Ale pisząc dalszy ciąg będę musiała korzystać z opowieści Eragona (choć niechętnie o tym mówił).
______________________________________________________________

sobota, 24 grudnia 2011

Pomóc wrogowi

Saphiro!- krzyknął Eragon niezadowolony- Czemu się zgodziłaś?! Zdradziłaś mnie...
Uratowałam ci życie. Zabiłby cię... Nas wszystkich. 
Tak? A jaką masz gwarancję, że Morzan się nas nie pozbędzie, gdy zrobimy swoje? 
Te słowa zawisły w powietrzu. Smoczyca myślała chwilę nad tym i zdała sobie sprawę, ze swej głupoty. 
Och, nie pomyślałam... Uciekniemy mu, gdy tylko będzie taka okazja i pokrzyżujemy mu plany. 
Ty nigdy nie myślisz!!! Może mi dawno temu zdarzało się wpaść w kłopoty, ale to przez ciebie Ra'zacowie omal nas nie zaprowadzili do Urubaenu i wtedy zranili Broma... Kiedy dotrze do ciebie, żebyś przestała poświęcać się dla mnie? Kochasz mnie, Saphiro, ja ciebie także, ale jeśli kosztem mego życia można uratować tysiące, miliony ludzi to przestań mnie ratować!
Saphira zamilkła. Eragon miał rację, choć tak bardzo pragnęła się z nim nie zgodzić.
Do jej boksu znów wszedł Morzan.
-Chodźcie tu- krzyknął do strażników.
Smoczyca poczuła jak Eragon traci świadomość i kilka chwil później strażnicy przyszli pod celę, trzymając go nieprzytomnego. Jeden z nich przyłożył chłopakowi miecz do gardła.
Saphira warknęła, ale wciąż miała kaganiec, więc nie mogła zareagować.
- No, Saphiro- mówił Morzan.- Wiesz, że nie chcę was skrzywdzić, ale jakoś nie mogę wierzyć ci na słowo. Musisz złożyć mi przysięgę w pradawnej mowie.
Chciała móc odmówić, ale mimo rozkazu Eragona, nie mogła. Złożyła więc pokornie przysięgę wiedząc, że składa na szali los całej Alagaesii.
Gdy skończyła Morzan się uśmiechnął.
-No to będzie zabawa- wyszeptał, zacierając ręce.

(C.D.)

Strażnicy zostawili Eragona w jej celi i wyszli, zamykając zakratowane drzwi na klucz.
- Wrócę, jak skończę planować, a wówczas wy wkroczycie do akcji- oznajmił Morzan i poszedł.
Saphira patrzyła na swego Jeźdźca. Nie mogła pozwolić mu zginąć. Eragon zaczął się wybudzać. Zamrugał i spojrzał w oczy smoczycy.
Saphiro, coś ty zrobiła?- powiedział z wyrzutem.
Wybacz mi, mój mały. Nie mogłam nic innego zrobić. Ale mam plan. Ja przyrzekłam mu wierność, ty nie. Mógłbyś... zabić... go, gdy nas wypuści, lecz musisz zrobić to całkiem sam.. Ja nawet mówić o tym nie mogę. Muszę bardzo ze sobą walczyć, abym mogła ci przekazać ten plan.
Eragon pogładził policzek smoczycy. Pociągnął za sznur na jej pysku i udało mu się zdjąć ten kaganiec.
W sumie plan nie najgorszy, ale jak nas wypuści to będziemy mieli zbyt mało swobody, by mu coś zrobić. Cóż, mogę spróbować. Jedno wiem na pewno: magia tu nie działa. Nie jesteśmy odurzeni, rozmawiamy ze sobą w myślach, ale magii nie da się użyć. Próbowałem. A co z Aryą, Roranem, Vanilorem i Opheilą? Morzan mógłby chcieć ich skrzywdzić... Ale twój plan wydaje się godny wypróbowania.
Smoczyca machnęła ogonem nerwowo. Cieszyła się, że Eragon nie jest na nią zły (a przynajmniej nie dawał tego po sobie poznać), ale bała się Morzana. Nie znała go i na tym polegała jego przewaga. Nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać. A takie oczekiwanie jeszcze bardziej zwiększało napięcie. Wreszcie mężczyzna przyszedł po nich.
- Czas byście dotrzymali słowa- oznajmił.- Nie wymagam od was wiele. Jak to zrobicie będziecie wolni. Tron musi być wolny, jeśli mam go objąć. Więc chcę jedynie, żebyście zabili królową Alagaesii.
Saphira i Eragon popatrzyli po sobie, a  smoczyca krzyknęła do Eragona:
Nausada!!! 

piątek, 23 grudnia 2011

Morzan

Morzan uśmiechnął się szyderczo. Saphira była zrozpaczona. Wciąż nie mogła się ruszyć, a Eragon coraz bardziej tracił siły. Morzan wypowiedział zaklęcie i smoczycę ogarnęło wielkie zmęczenie. Nie walczyła z nim, nie miała siły. Po prostu uległa i usnęła.

*          *          *

Saphira zaczęła odzyskiwać świadomość. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Była sama w jakiejś okrągłej celi. Eragon, Arya, Vanilor... nie widziała ich. Mogła się uspokoić, bo czuła, że żyją, a Eragon miał się dobrze. Ale gdzie był? Spróbowała sięgnąć ku niemu umysłem. Wyczuła go.
Och, mój mały. Gdzie jesteś?
Odpowiedź nadeszła natychmiast.
Saphira!!! Tak się martwiłem. Widziałem jak przyleciałaś, walczyłaś z tym smokiem, a potem... nic. Gdy się ocknąłem byłem sam, a ty pewnie wciąż pozostawałaś nieprzytomna, bo cię nie wyczuwałem.
Saphira nagle poczuła, jak coś ściska jej pysk. To gruby łańcuch obwiązał się dookoła pyska i za głową, by nie spadł. Do jej celi wszedł Morzan.
-Witaj- powiedział.- Jak się czujesz?Skulblaka mulabra ono un onr Shur'tugal ne haima. (Nie mam złych zamiarów wobec ciebie i twego Jeźdźca.) Jeśli będziesz mi posłuszna to nic złego się nie stanie. Ale to już zależy tylko od ciebie.
Czego ode mnie chcesz?- syknęła Saphira.
-Współpracy, nic więcej. Podczas, gdy spałaś opowiedziałem twoim przyjaciołom, jak się tu znalazłem i czego od was oczekuję. Teraz kolej na to, byś i ty się dowiedziała. Skała Kuthian. Brzmi znajomo?
Smoczyca skinęła głową.
-Krypta Dusz to coś więcej niż tylko skarbiec eldunari. Ma ona tak wielką moc, że pozwala wskrzeszać, ale niestety trzeba ofiary. Pewien głupiec o tym nie wiedział. Myślał, że mnie ożywi, a ja mu dam jakąś wielką nagrodę. Zginął, ale udało mu się wskrzesić mnie, a ja znalazłem dzikiego smoka, za którego ożywiłem mego smoka. Udało mi się nieco cofnąć wcześniejsze zaklęcie rzucone przez Glaedra i jego gadzich przyjaciół na smoki Zaprzysiężonych, choć kosztem tego stał się mniejszy. Mój smok teraz może mówić tak samo jak ty i chciałem mu nadać imię. Nie mogłem się zdecydować, ale myślę, że Shruikan będzie odpowiednim imieniem. W końcu to jego imiennik służył królowi po zniszczeniu Jeźdźców. A teraz chcę byście wy pomogli objąć mi tron Alagaesii. Mieszkacie na Vroengardzie, więc was nie skrzywdzę. Pozwolę żyć smokom na wolności bez obaw. Nie będę też tyranem jak Galbatorix. A więc jak? Nim odmówisz wiedz, że nie jest to dobry pomysł. Zrobicie swoje to was wypuszczę. Jeśli się nie zgodzisz zabiję was, a zacznę od Eragona.
Smoczyca spuściła głowę, zastanawiając się, co ma robić. Pomagała wprowadzić w Alagaesii pokój, nie mogła teraz pomóc objąć tronu wrogowi. Ale jeśli odmówi zginie Eragon, potem ona, a Morzan i tak weźmie co chce, ale nie będzie już miał go kto powstrzymać.
Przez ciebie to wszystko się działo- odparła ostrożnie.- Ty zabiłeś smoczycę Broma, sprawiłeś że nigdy nie poznał matki, a ojca znał, ale miał go jedynie za wioskowego bajarza. Pomagając Galbatoriksowi niemalże skazałeś wszystkich na zagładę. Sam król byłby nikim, ale mając sługi mógł spokojnie zbierać siły. Wykradłeś dla niego smocze pisklę, które już jako wielki, zmuszony służyć królowi smok, omal mnie nie zabiło. Ale ci pomogę. Robię to jednak tylko dla Eragona. Jednak proszę wypuść Vanilora. Roran zabije i ciebie, i mnie, gdy się zorientuje, że jego smok jest w niewoli.
-Czyżby?- mężczyzna przesłał jej myślowy obraz Rorana zakutego w łańcuchy w jednej z cel.- Oszczędziłem jego żonę i dzieci, bo oni mi nie zagrażają. Wszyscy będziecie wolni jeśli zechcecie mi pomóc. Tobie i Eragonowi już nic nie grozi idę porozmawiać jeszcze z Vanilorem i elfką. Może ucieszy cię myśl, że gdy walczyłaś z moim Shruikanem ja załatwiałem resztę spraw. Tak to mam Rorana, ale jeszcze schwytałem młodą smoczycę. Do zobaczenia.
Saphira znieruchomiała. On miał Opheilę. Jej córeczkę. Nie wiedziała, co robić. Zostało jej tylko pomóc Morzanowi, a jeśli on zgodnie z obietnicą ich uwolni to pokrzyżować mu plany. W szóstkę dadzą radę. Tylko, żeby Opheila dorosła. Arya ją dosiądzie i razem zaatakują Morzana, ich największego wroga, nie licząc Galbatorixa.

niedziela, 18 grudnia 2011

We dwoje

Eragon i Arya poszli na spacer. Wzięli ze sobą Opheilę. Prosili Saphirę, by poszła z nimi, ale odmówiła. Nie często miała okazję zostać sama. Zawsze chciała strzec Eragona, a teraz on poszedł z Aryą. Elfka jest odpowiedzialna. Nie pozwoli mu zrobić krzywdy. A Saphira miała swoje plany na ten dzień. Chciała pobyć trochę z Vanilorem. Gdy tylko Eragon z Aryą wyszli, Saphira wyleciała z domu i przeleciała przyjaciołom nad głowami.
-Uważaj na siebie!- krzyknął Eragon.
Będę, ale to wy powinniście uważać-padła odpowiedź.
Saphira leciała radośnie. Wylądowała przed domem Rorana. Siedziała tam na ławce Katrina, a na trawie bawiły się dwie dziewczynki- sześciolatka i trzylatka.
-Witaj Saphiro- powitała ją Katrina. Dzieci podbiegły do Saphiry i zaczęły wspinać się jej na grzbiet i szarpać za zwinięte skrzydła.- Och, nie. Chodźcie tu łobuziaki. Nie ruszajcie smoczka.
Witaj, Katrino- odpowiedziała smoczyca.- Nic nie szkodzi. Niech się dzieci pobawią. Gdzie jest Valinor?
Kobieta zawołała smoka po imieniu i z góry ku nim śmignęła zielona strzała, lądując obok nich. Valinor liznął ją w nos i (gdy Katrina zabrała swoje dzieci) oba smoki poleciały w górę. Wyglądały jak 2 motyle. Mimo swego ogromu ,,tańczyły" zgrabnie w powietrzu. Na chwilę się łączyły, a zaraz się rozłączały tworząc przy tym piękne figury.
Najbardziej cieszyło ją to, że mogła robić, co chciała. Nie musiała słuchać Eragona ani bać się, że ją lub jego spotka coś złego. Ale... Nagle zamarła. Poczuła w swoim wnętrzu ból, wielki ból. Ktoś zranił Eragona!!!

(C.D.)

Wtedy smoczyca usłyszała rozpaczliwy krzyk swego Jeźdźca:
Saphiro, potrzebuję cię!!! 
Smoczyca leciała najszybciej jak mogła.  Vanilor poleciał za nią. Po drodze spytał:
Co się stało?
Eragon- odpowiedziała Saphira i wszystko było jasne.
 Smoki mknęły jak dwie strzały. Saphira zauważyła jak bardzo wzrosła jej więź z Eragonem. Bez problemu mogła go znaleźć, choć Eragon nie mówił (sam jeszcze nie wiedział), gdzie się z Aryą wybierają.
Na miejscu zobaczyła czerwonego smoka (oczywiście nie był to Cierń) o wzroście podobnym do niej, a obok na ziemi leżeli nieprzytomna Arya i wciąż przytomny, ale bardzo słaby Eragon.
Saphira rzuciła się na czerwonego smoka. Vanilor dostał od swojej przyjaciółki rozkaz, by zamiast jej pomagać (a dała mu do zrozumienia, że jest starsza, silniejsza, a on by tylko przeszkadzał), żeby pomógł Aryi i Eragonowi. Smok podszedł do elfki i Jeźdźca. Już chciał przekazać im część swej energii, gdy usłyszał za sobą dumny, władczy głos:
- Witam cię, piękny smoku.
Vanilor odwrócił się szybko. Stał za nim wysoki mężczyzna o brązowych włosach, bardzo podobny do Murtagha. Vanilor nie znał go. Nie mógł go znać.
 Patrzył więc tylko bezmyślnie w jego oczy, osłaniając sobą swoich dwunożnych przyjaciół.
Mężczyzna uniósł rękę z gedwey ignasią, wypowiadając kilka słów w pradawnej mowie. Saphira znieruchomiała i zaczęła opadać, aż wylądowała na ziemi przed nieznajomym. Obok wylądował zadowolony z siebie czerwony smok. Smoczyca wbiła wzrok w ziemię. Wreszcie zmusiła się do spojrzenia na mężczyznę. Sapnęła, wbijając szpony w ziemię. Nie znała go osobiście, zginął nim się wykluła, ale był identyczny jak w opowieściach. Taki, jak go sobie wyobrażała.
Nie możliwe... Morzan!!!

Wschód słońca

Saphira otworzyła oczy. Dookoła panował jeszcze mrok. Przeciągnęła się jak kot i odruchowo sięgnęła myślami do Eragona. Chłopak przez swój sen na jawie wyczuł dotknięcie jej myśli i uśmiechnął się.
Dzień dobry, Saphiro- powitał ją.
Witaj, mój mały- odpowiedziała.
Eragon wstał powoli tak, by nie obudzić śpiącej obok Aryi.
Obok Saphiry spał mały złoty smoczek- dziecko Saphiry i zielonego smoka, ostatniego z jaj przetrzymywanych przez Galbatorixa. Od czasu śmierci Galbatorixa minęło już 5 lat. A Vanilor wykluł krótko po śmierci króla, gdy Eragon i Saphira z pomocą Rorana i Aryi wykradli jego jajo. Wściekły król wyżył się na biednym Murthagu i kazał mu przynieść jajo, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewał: Eragonowi udało się porwać Murthaga, by pomóc mu zmienić jego prawdziwe imię i po kilkunastu dniach przysięgi złożone Galbatoriksowi przestały go obowiązywać. A potem wspólnie (dwóch jeźdźców i dwa smoki) zabili tyrana. Wówczas Vanilor wykluł się dla Rorana.
Saphira nie chciała wiązać się z Cierniem. Ale w zielonym smoku od razu się zakochała. Była od niego dużo starsza, ale przecież Glaedra też kochała, a różnica wieku między nimi była większa.
Potem z ich związku narodziła się Opheila, połączona więzią z Aryą.
Eragon wziął ślub z elfką i razem ze swoimi smokami, a również innymi Jeźdźcami i ich rodzinami zamieszkali w Doru Areabie. Na razie do tego grona należał tylko Roran, mieszkający ze swoją ukochaną Katriną oraz ich dwojgiem dzieci.
Eragonie- powiedziała Saphira- czy zechcesz polatać ze mną dookoła Vroengardu?
Wiesz, że tak- odparł Eragon z uśmiechem.-No to jak, przyjaciółko, lecimy? 
Dosiadł Saphirę nie tracąc czasu na jej siodłanie. Smoczyca wyskoczyła z ich domu, dość ogromnego, by mogły w nim mieszkać 2 smoki. Wzlatywała coraz wyżej i wyżej aż w końcu cała wyspa wyglądała jak mały punkcik na błękitnej płaszczyźnie. W oddali na wschodzie wznosiły się góry Kośćca. Eragon westchnął z nostalgią.
Coś nie tak, mój mały?- spytała Saphira.
Och, Saphiro - odpowiedział Eragon-  wiesz jak bardzo cię kocham, ale tak bardzo chciałbym mieszkać na mojej farmie przy Carvahall, móc znów porozmawiać z wujem lub wysłuchać opowieści Broma... 
Wiem, ale już nikt nigdy nie wkroczy w nasze życie. Trzeba pamiętać o tych, którzy odeszli, czekając na zakończenie tyranii, ale powinieneś żyć teraźniejszością niż opłakiwać przeszłość. Masz mnie, Rorana, Aryę, a także Vanilora i młodziutką Opheilę.
Saphira zanurkowała w dół i wleciała do lodowatej wody. Eragon w zderzeniu z wodą został pozbawiony tchu.
Obiecaj mi- rzekł chłopak- że kiedyś tam wrócimy. Odwiedzimy miejsce gdzie pojawiło się twoje jajo, zobaczymy jarząb, na którym mieszkałaś jako pisklę.
Obiecuję-przyrzekła.
Znów wzniosła się wysoko. A tym czasem krwistoczerwone łuny na niebie oznajmiały światu, że wstaje nowy dzień. Saphira zawisła w powietrzu i razem z Eragonem oglądali wschód słońca.
Masz rację, Saphiro- przyznał Jeździec.- Nie ma sensu martwić się przeszłością. Gdybym nie znalazł twego jaja wciąż byłbym tylko nic nieznaczącym wieśniakiem. A teraz mogę widzieć najwspanialszy cud jaki jest w Alagaesii. Mogę oglądać wschód słońca z grzbietu smoka. I to nie byle jakiego smoka, a mojej pięknej, wspaniałej i nadzwyczajnej Saphiry.