A więc- zaczął Bid'Daum- od jakiego momentu mojego życia mam zacząć opowieść?
Od początku, Ebrithilu- odparła Sphira.
Jak to? Nikt wam o mnie nie opowiadał?
Dużo słyszeliśmy o tobie i twoim jeźdźcu- powiedział Eragon- ale nie wiemy, co jest prawdą, a wiele rzeczy pozostało niewyjaśnionych.
Dobrze. Jak zapewne wiecie Eragon znalazł moje porzucone jajo. Wyklułem się i dorastałem pod czujnym okiem elfa-pisklaka. Chociaż wtedy niewiele różniłem się od moich krewniaków. Nie dało się ukryć, że byłem tylko bestią. Może i nie byłem zwierzęciem- inteligencją dorównywałem elfom- ale potrafiłem zabijać z pisklęcą łatwością. Może nie ja. Byłem wtedy za mały, ale czułem, że kiedyś się taki stanę. Jednak Eragon miał inne plany. Nie wiem, jak się wtedy zrozumieliśmy- ja nie potrafiłem używać słów ani nie rozumiałem elfiej mowy. Mimo to doszliśmy do porozumienia. Poczuliśmy coś, co w każdym języku jest takie samo- przyjaźń. Gdy tylko dorosłem postanowiliśmy pogodzić ze sobą nasze obie rasy. Nie mogliśmy czekać dłużej, zarówno smoki jak i elfy straszliwie ucierpieli, każda chwila zwłoki zbliżała nas o krok do zniszczenia siebie nawzajem.
Trochę nam to zajęło, ale w końcu przekonaliśmy naszych pobratymców do zaprzestania wojny i zawarcia pokoju. W pakcie zawartym podczas tworzenia Smoczych Jeźdźców również my wzięliśmy udział. Od tej pory połączyła nas szczególna więź. Elfy zaczęły nas traktować na równi ze swymi władcami, co tym nie koniecznie musiało odpowiadać. Wszyscy pytali nas o zdanie, a żaden elfi król czy królowa nie mógł podjąć jakiejkolwiek decyzji bez naszej aprobaty.
Po dłuższym czasie znudziło nam się to wszystko. Postanowiliśmy osunąć się w cień. Po prostu uciekliśmy. W tym momencie większość historii o nas się kończy. Nikt nie wiedział, co się z nami działo, a niewielu miało okazję nas ujrzeć potem.
Patrzyliście jak Galbatorix bezkarnie niszczy Jeźdźców?- przerwała Saphira z niekrytym oburzeniem.
Lecąca smoczyca zadrżała w powietrzu, gdy Bid'Daum wydał z siebie niski warkot. Eragon nieświadomie skulił się w siodle, gdy smok przekazał im wizję siebie samego szczerzącego wielkie jak drzewa zęby.
Zamierzasz jeszcze mi przerywać, smoczyco?- spytał Bid'Daum. Nie uzyskawszy odpowiedzi warknął z aprobatą.- Jednak postanowiliśmy wrócić. Było to kilka lat przed narodzeniem Galbatorixa, SAPHIRO. Wróciliśmy więc. Okazało się, że na naszym miejscu znalazł się inny Jeździec Southwelar, pierwszy, dla którego wykluł się smok. Razem ze swoim złotym smokiem Delanorem zasiadał u boku królowej. Musieliśmy odzyskać władzę. Może nie zależałoby nam na tym, w końcu sami odeszliśmy, gdybyśmy nie zauważyli, że rządy Southwelara nie są dobre. Jeździec robił wszystko dla siebie, często karmił swojego smoka elfami i smokami, którzy byli mu niewygodni. Nie pokazaliśmy się elfom od razu. Podglądaliśmy ich przez dłuższy czas. Zauważyliśmy, że Delanor często wylatuje wraz ze swoim Jeźdźcem z dala od tego wszystkiego, na pustkowia. Skończyłem równo pięćset lat, gdy postanowiliśmy polecieć za nimi. Chcieliśmy po prostu się z nimi rozmówić. Gdybym wcześniej wiedział, jak to się skończy...- smok bardzo posmutniał.- Pośrodku pustyni Hadarackiej, która wtedy była kilkakrotnie bardziej rozległa niż obecnie (ciągnęła się przez całe południe i wschód Alagaesii) zauważyli, że za nimi lecimy. Gniew Delanora był nie do opisania. Smok bez ostrzeżenia zrobił salto w tył i rzucił się na mnie. Było to tak niespodziewane, że nie zdążyłem odskoczyć. Sczepiliśmy się razem. A ponieważ byliśmy tej samej wielkości zaczęliśmy spadać, a ja nie mogłem się oswobodzić. W tej plątaninie szponów, kłów i łusek dostrzegłem przez ułamek sekundy twarz Southwelara. Zobaczyłem tak wielkie przerażenie w jego oczach... Mogłem być niemal pewien, że Jeździec nie chciał, by jego smok tak zareagował, może nawet próbował go powstrzymać. W końcu byliśmy najważniejszymi osobistościami w całej Alagaesii. Ale ze starymi smokami tak już jest- są zbyt pewne siebie. Myślą, że dzięki swym rozmiarom nikt im nie podskoczy, ale ten nie wpadł na to, że jestem równie potężny jak on.
Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, zacząłem z nim walczyć- smok zaczął przekazywać im całą serię obrazów i odczuć z tamtej chwili.- Eragon pomagał mi jak tylko mógł, ale szybko zacząłem opadać z sił. Wkrótce nasi Jeźdźcy również zaczęli ze sobą walczyć, choć na początku siedzieli osłupiali na naszych grzbietach. Wtedy Southwelar poważnie ranił Eragona. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Wbiłem szpony jak najgłębiej w skórę na boku przeciwnika przez co nie mógł mi uciec nie wyrywając sobie strzępów mięsa, ale miał też problem z dosięgnięciem mnie. Miotał się jak ryba wyciągnięta z wody, ale nie mógł nic zrobić. Nie miał co liczyć też na pomoc swojego Jeźdźca, ten był zajęty wymianą ciosów z Eragonem.
Wybacz, że przerywam, mistrzu- zagaił Eragon.
Pytaj śmiało, Eragonie- odparł smok aż nazbyt spokojnie.
Czy twój Jeździec nie mógł zabić Southwelara? Przecież musiał być od niego potężniejszy, a jego śmierć wszystko by załatwiła.
Owszem, mógł. Ale postawiliśmy sobie za cel nie zabijać ich. Oni byli pierwszą parą elf-smok, mogli nam się jeszcze przydać. A poza tym przerażenie i dezaprobata Southwelara wystarczyły, bym podjął pozornie najlepszą decyzję- miałem zwyciężyć i puścić ich wolno. Wówczas ja i Eragon wygraliśmy ze swoimi przeciwnikami niemal równocześnie. Delanor wierzgnął próbując uwolnić się z mojego uchwytu. To wystarczyło, by Southwelar stracił równowagę, a mój Jeździec mógł wytrącić mu miecz z ręki. Wygraliśmy, ale Delanor nie uznał nas za wygranych. Gdy z nim walczyłem robiłem wszystko, by przeżył. Teraz go puściłem i odlecieliśmy. Ale smok rzucił się na mnie. On gryzł już po to, żeby mnie zabić. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy poczułem, że tracę siły, umieram. Eragon strasznie spanikował. Zaczął ciąć mieczem na oślep. Udało mu się przebić pierś Southwelara, a gdy on zginął, padł też jego smok. Ale to nie mogło mnie uratować. Wylądowałem jak najszybciej. Niebezpiecznie szybko wypływało ze mnie życie. Eragon patrzył jedynie jak umieram. Chwilę przed naszym powrotem do elfów oddałem swoje eldunari i dobrze je ukryłem. Teraz postanowiłem się do niego przenieść by ratować mój umysł i często móc pomagać mojemu Jeźdźcowi w następnych etapach jego życia. Nie uzgadniając tego z nim zniknąłem... tak po prostu. W jednej chwili Eragon wtulał się w moje łuski, a w drugiej leżał na piasku. Miałem nadzieję, że Eragon wróci do elfów i będzie żył tak jak dawniej. Ale myliłem się. Znalazł największą górę na pustyni i magią wydrążył jaskinię. Mógł zginąć, ale jakimś cudem przeżył ten czar. Tam w ścianie ukrył moje eldunari, a do jaskini przeniósł wszystkie inne. Od tej pory zamknął się w sobie jedynie pilnując eldunari i przechowując również dusze innych ras Alagaesii. Niestety moje zamierzenia nie poszły tak, jak chciałem. Przez kolejne tysiąclecia zamieniliśmy ze sobą najwyżej kilka zdań. A wszyscy byli przekonani, że zginęliśmy już dawno temu podczas naszej ucieczki.
Smok zamilkł i Eragon stwierdził, że to już koniec opowieści. Nikt jednak nie śmiał się odezwać. W końcu Saphira postanowiła delikatnie z nim porozmawiać.
To bardzo piękna opowieść, Bid'Daum elda- powiedziała do niego, zachowując szacunek.- Nie wiń siebie za to, co się stało. Gdybyś nie zrobił tego, co zrobiłeś my byśmy zginęli. Nawet, jeśli nie pomogłeś swojemu Jeźdźcowi, teraz uratowałeś całą Alagaesię. Będziemy ci za to wdzięczni do końca naszych dni.
Saphira ma rację- dodał Eragon.
Miło mi to słyszeć, Eragonie, Saphiro. Już dolatujecie, więc szykujcie się na przywitanie z rodziną. Nie miejcie mi za złe, jeśli nawet przez kilka lat będę milczał, choć wasze myśli i słowa będą rozbrzmiewać w moim umyśle. Ale w razie potrzeby zawsze będę wam pomagał- odparł i zamilkł.
-----------------------------------------------------
Hej wszystkim!
Jak obiecałam jest nowa notka. :) Trochę przynudzam, ale nie miałam weny. :/ Cóż, kobieca wena zmienną jest. Mam nadzieję, że nie jest aż tak zły, jak mi się wydaję. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkiego najlepszego w nowym, 2013, roku.
Do następnej notki, kochani!