poniedziałek, 31 grudnia 2012

Opowieść Bid'Dauma

A więc- zaczął Bid'Daum- od jakiego momentu mojego życia mam zacząć opowieść?
Od początku, Ebrithilu- odparła Sphira.
Jak to? Nikt wam o mnie nie opowiadał?
Dużo słyszeliśmy o tobie i twoim jeźdźcu- powiedział Eragon- ale nie wiemy, co jest prawdą, a wiele rzeczy pozostało niewyjaśnionych.
Dobrze. Jak zapewne wiecie Eragon znalazł moje porzucone jajo. Wyklułem się i dorastałem pod czujnym okiem elfa-pisklaka. Chociaż wtedy niewiele różniłem się od moich krewniaków. Nie dało się ukryć, że byłem tylko bestią. Może i nie byłem zwierzęciem- inteligencją dorównywałem elfom- ale potrafiłem zabijać z pisklęcą łatwością. Może nie ja. Byłem wtedy za mały, ale czułem, że kiedyś się taki stanę. Jednak Eragon miał inne plany. Nie wiem, jak się wtedy zrozumieliśmy- ja nie potrafiłem używać słów ani nie rozumiałem elfiej mowy. Mimo to doszliśmy do porozumienia. Poczuliśmy coś, co w każdym języku jest takie samo- przyjaźń. Gdy tylko dorosłem postanowiliśmy pogodzić ze sobą nasze obie rasy. Nie mogliśmy czekać dłużej, zarówno smoki jak i elfy straszliwie ucierpieli, każda chwila zwłoki zbliżała nas o krok do zniszczenia siebie nawzajem. 
Trochę nam to zajęło, ale w końcu przekonaliśmy naszych pobratymców do zaprzestania wojny i zawarcia pokoju. W pakcie zawartym podczas tworzenia Smoczych Jeźdźców również my wzięliśmy udział. Od tej pory połączyła nas szczególna więź. Elfy zaczęły nas traktować na równi ze swymi władcami, co tym nie koniecznie musiało odpowiadać. Wszyscy pytali nas o zdanie, a żaden elfi król czy królowa nie mógł podjąć jakiejkolwiek decyzji bez naszej aprobaty.
Po dłuższym czasie znudziło nam się to wszystko. Postanowiliśmy osunąć się w cień. Po prostu uciekliśmy.  W tym momencie większość historii o nas się kończy. Nikt nie wiedział, co się z nami działo, a niewielu miało okazję nas ujrzeć potem.
Patrzyliście jak Galbatorix bezkarnie niszczy Jeźdźców?- przerwała Saphira z niekrytym oburzeniem.
Lecąca smoczyca zadrżała w powietrzu, gdy Bid'Daum wydał z siebie niski warkot. Eragon nieświadomie skulił się w siodle, gdy smok przekazał im wizję siebie samego szczerzącego wielkie jak drzewa zęby.
Zamierzasz jeszcze mi przerywać, smoczyco?- spytał Bid'Daum. Nie uzyskawszy odpowiedzi warknął z aprobatą.- Jednak postanowiliśmy wrócić. Było to kilka lat przed narodzeniem Galbatorixa, SAPHIRO. Wróciliśmy więc. Okazało się, że na naszym miejscu znalazł się inny Jeździec Southwelar, pierwszy, dla którego wykluł się smok. Razem ze swoim złotym smokiem Delanorem zasiadał u boku królowej. Musieliśmy odzyskać władzę. Może nie zależałoby nam na tym, w końcu sami odeszliśmy, gdybyśmy nie zauważyli, że rządy Southwelara nie są dobre. Jeździec robił wszystko dla siebie, często karmił swojego smoka elfami i smokami, którzy byli mu niewygodni. Nie pokazaliśmy się elfom od razu. Podglądaliśmy ich przez dłuższy czas. Zauważyliśmy, że Delanor często wylatuje wraz ze swoim Jeźdźcem z dala od tego wszystkiego, na pustkowia. Skończyłem równo pięćset lat, gdy postanowiliśmy polecieć za nimi. Chcieliśmy po prostu się z nimi rozmówić. Gdybym wcześniej wiedział, jak to się skończy...- smok bardzo posmutniał.- Pośrodku pustyni Hadarackiej, która wtedy była kilkakrotnie bardziej rozległa niż obecnie (ciągnęła się przez całe południe i wschód Alagaesii) zauważyli, że za nimi lecimy. Gniew Delanora był nie do opisania. Smok bez ostrzeżenia zrobił salto w tył i rzucił się na mnie. Było to tak niespodziewane, że nie zdążyłem odskoczyć. Sczepiliśmy się razem. A ponieważ byliśmy tej samej wielkości zaczęliśmy spadać, a ja nie mogłem się oswobodzić. W tej plątaninie szponów, kłów i łusek dostrzegłem przez ułamek sekundy twarz Southwelara. Zobaczyłem tak wielkie przerażenie w jego oczach... Mogłem być niemal pewien, że Jeździec nie chciał, by jego smok tak zareagował, może nawet próbował go powstrzymać. W końcu byliśmy najważniejszymi osobistościami w całej Alagaesii. Ale ze starymi smokami tak już jest- są zbyt pewne siebie. Myślą, że dzięki swym rozmiarom nikt im nie podskoczy, ale ten nie wpadł na to, że jestem równie potężny jak on.
Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, zacząłem z nim walczyć- smok zaczął przekazywać im całą serię obrazów i odczuć z tamtej chwili.- Eragon pomagał mi jak tylko mógł, ale szybko zacząłem opadać z sił. Wkrótce nasi  Jeźdźcy również zaczęli ze sobą walczyć, choć na początku siedzieli osłupiali na naszych grzbietach. Wtedy Southwelar poważnie ranił Eragona. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Wbiłem szpony jak najgłębiej w skórę na boku przeciwnika przez co nie mógł mi uciec nie wyrywając sobie strzępów mięsa, ale miał też problem z dosięgnięciem mnie. Miotał się jak ryba wyciągnięta z wody, ale nie mógł nic zrobić. Nie miał co liczyć też na pomoc swojego Jeźdźca, ten był zajęty wymianą ciosów z Eragonem.
Wybacz, że przerywam, mistrzu- zagaił Eragon.
Pytaj śmiało, Eragonie- odparł smok aż nazbyt spokojnie.
Czy twój Jeździec nie mógł zabić Southwelara? Przecież musiał być od niego potężniejszy, a jego śmierć wszystko by załatwiła.
Owszem, mógł. Ale postawiliśmy sobie za cel nie zabijać ich. Oni byli pierwszą parą elf-smok, mogli nam się jeszcze przydać. A poza tym przerażenie i dezaprobata Southwelara wystarczyły, bym podjął  pozornie najlepszą decyzję- miałem zwyciężyć i puścić ich wolno. Wówczas ja i Eragon wygraliśmy ze swoimi przeciwnikami niemal równocześnie. Delanor wierzgnął próbując uwolnić się z mojego uchwytu. To wystarczyło, by Southwelar stracił równowagę, a mój Jeździec mógł wytrącić mu miecz z ręki. Wygraliśmy, ale Delanor nie uznał nas za wygranych. Gdy z nim walczyłem robiłem wszystko, by przeżył. Teraz go puściłem i odlecieliśmy. Ale smok rzucił się na mnie. On gryzł już po to, żeby mnie zabić. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy poczułem, że tracę siły, umieram. Eragon strasznie spanikował. Zaczął ciąć mieczem na oślep. Udało mu się przebić pierś Southwelara, a gdy on zginął, padł też jego smok. Ale to nie mogło mnie uratować. Wylądowałem jak najszybciej. Niebezpiecznie szybko wypływało ze mnie życie. Eragon patrzył jedynie jak umieram. Chwilę przed naszym powrotem do elfów oddałem swoje eldunari i dobrze je ukryłem. Teraz postanowiłem się do niego przenieść by ratować mój umysł i często móc pomagać mojemu Jeźdźcowi w następnych etapach jego życia. Nie uzgadniając tego z nim zniknąłem... tak po prostu. W jednej chwili Eragon wtulał się w moje łuski, a w drugiej leżał na piasku. Miałem nadzieję, że Eragon wróci do elfów i będzie żył tak jak dawniej. Ale myliłem się. Znalazł największą górę na pustyni i magią wydrążył jaskinię. Mógł zginąć, ale jakimś cudem przeżył ten czar. Tam w ścianie ukrył moje eldunari, a do jaskini przeniósł wszystkie inne. Od tej pory zamknął się w sobie jedynie pilnując eldunari i przechowując również dusze innych ras Alagaesii. Niestety moje zamierzenia nie poszły tak, jak chciałem. Przez kolejne tysiąclecia zamieniliśmy ze sobą najwyżej kilka zdań. A wszyscy byli przekonani, że zginęliśmy już dawno temu podczas naszej ucieczki.
Smok zamilkł i Eragon stwierdził, że to już koniec opowieści. Nikt jednak nie śmiał się odezwać. W końcu Saphira postanowiła delikatnie z nim porozmawiać.
To bardzo piękna opowieść, Bid'Daum elda- powiedziała do niego, zachowując szacunek.- Nie wiń siebie za to, co się stało. Gdybyś nie zrobił tego, co zrobiłeś my byśmy zginęli. Nawet, jeśli nie pomogłeś swojemu Jeźdźcowi, teraz uratowałeś całą Alagaesię. Będziemy ci za to wdzięczni do końca naszych dni.
Saphira ma rację- dodał Eragon.
Miło mi to słyszeć, Eragonie, Saphiro. Już dolatujecie, więc szykujcie się na przywitanie z rodziną. Nie miejcie mi za złe, jeśli nawet przez kilka lat będę milczał, choć wasze myśli i słowa będą rozbrzmiewać w moim umyśle. Ale w razie potrzeby zawsze będę wam pomagał- odparł i zamilkł.

-----------------------------------------------------
Hej wszystkim!
Jak obiecałam jest nowa notka. :) Trochę przynudzam, ale nie miałam weny. :/ Cóż, kobieca wena zmienną jest. Mam nadzieję, że nie jest aż tak zły, jak mi się wydaję. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkiego najlepszego w nowym, 2013, roku. 
Do następnej notki, kochani!




sobota, 22 grudnia 2012

Razem zwyciężymy


Eragon dosiadł Saphiry. Smoczyca skoczyła w górę rycząc radośnie. Jeździec ledwo utrzymywał się jej na grzbiecie.
Saphiro!- krzyknął w końcu.- Leć spokojnie i błagam cię, bądź cicho. Chcesz, żeby nasi wrogowie usłyszeli nas z odległości stu mil?! Oprócz miecza potrzebna nam też przewaga zaskoczenia.
Przepraszam...- smoczyca spuściła głowę. A po chwili milczenia spytała:- Myślisz, że nam się uda? Czy wygramy?
Musimy.
A co jeśli... jeśli się nie uda?
Smoczyca wpadła w ostry prąd powietrza. Zatrzęsło nią, a Eragon z całej siły przytrzymał się siodła.
Musi się udać! Pokażmy im, że nasza więź jest silniejsza niż ich nienawiść. Ty masz mnie, ja ciebie. Razem zwyciężymy!
Saphira nie wyglądała na zbytnio pocieszoną. Jej nastrój wpłynął też na Eragona. Jeździec próbował sam siebie oszukać, że to się uda, bo nie mogli przegrać. Ale ich porażka jest zapisana w gwiazdach. Dlaczego akurat teraz, pomyślał Eragon, uważając, by Saphira tego nie usłyszała. Nie mógł nas zabić Morzan albo jeszcze wcześniej Galbatorix? Przeżyliśmy, żeby zginąć teraz.
Z jego oczu popłynęły łzy. Kilka z nich kapnęło na kark smoczycy.
Mój mały...-szepnęła.
W tym momencie w ich umysły wdarł się ktoś obcy. Żadne z nich nawet nie próbowało zablokować myśli. Nieznany umysł był tak potężny... Drzewo Menoa to przy nim suchy krzaczek.
Spokój, pisklaki!!!- zabrzmiał głos Bid'Dauma. Jego eldunari zostało w domu, a Saphira prawie doleciała do brzegu. Kiedy Eragon rozmawiał z nim wcześniej, myśli smoka były ciche i senne. Teraz szalała w nich burza, bardzo potężna jak na dzielącą ich odległość.- Jeśli sami nie wierzycie, że wygracie, to jak chcecie przekonać o tym swoich przeciwników?! Siła stanowi jedynie 10%, 30% umiejętności, a reszta to wiara. Wiara, że wszystko się uda. Rany i śmierć nie są porażką. Jest nią nie wierzenie w zwycięstwo. Pomogę wam wygrać, a potem zacznę was nauczać.
Przez Saphirę przemknęła wielka fala energii. Eragon, dzielący z nią uczucia, porównał to do chwili, gdy on sam dotknął szafirowego pisklaka.
Łuski smoczycy przybrały barwę głębokiego błękitu. Jej szpony wyglądały jak zrobione z diamentu: lśniące, ostre, śmiertelnie niebezpieczne.
Wtedy oboje odkryli, że na czas rozmowy ze smokiem i przemiany Saphiry zawiśli w powietrzu. Teraz smoczyca machnęła skrzydłami od niechcenia. Eragon aż krzyknął kiedy ten niepozorny ruch, który normalnie przeniósłby ich kilka metrów do przodu, teraz sprawił, że pomknęli przed siebie.
***

Saphira leciała wysoko nad chmurami. Ogromne skrzydła wydawały tak wielki huk, że Eragon nie słyszał nawet własnych myśli. Dodatkowo smoczyca porykiwała co jakiś czas. Mknęli w górze jak błyskawica. Jeździec cały czas rozmyślał o tym, co powiedział mu Bid'Daum.
Jakie imię może mieć ten miecz?- spytał w myślach, po czym na głos krzyknął:- Brisingr!!!- nic się nie stało. Eragon westchnął cicho. Ten miecz był częścią niego. A teraz ma jakieś niezwykłe właściwości. Postanowił zapytać o zdanie Saphirę.- A może pogromca umarłych? Albo trupobroń?
Poczuł, że smoczyca chichocze.
Jeszcze nie zabiłeś nim żadnego ducha- odparła.- A poza tym to wydaje się tak... małostkowe. Masz w ręku miecz wykuty z niezwykłego metalu, przez najznakomitszą kowalkę elfów, który potem został tchnięty smoczym ogniem, smoczą magią, w czym pomógł nam pierwszy smok złączony z jeźdźcem. Naprawdę chciałbyś, by nazywał się trupobronią?
Mężczyzna pokręcił głową, choć Saphira go nie widziała wiedział, że to poczuła.
Przez dłuższą chwilę lecieli w całkowitej ciszy. Nawet skrzydła Saphiry zdawały się powodować mniej hałasu. Eragon uważnie obejrzał miecz. To nie był jego Brisingr. Klinga lśniła tak jasnym błękitem, że od białego można go było odróżnić praktycznie tylko przykładając go do czegoś śnieżnobiałego. Zaś krawędź ostrza lśniła złotem. Rękojeść z kolei była ciemnogranatowa, niemal czarna.
Uszy do góry, mój mały- powiedziała Saphira.- Możemy walczyć nie wiedząc, jak twój miecz ma na imię. Potem coś wymyślimy...- urwała nagle wskazując głową w dal.- Patrz!
Eragon spojrzał tam, ale niczego nie dostrzegł. Użył zaklęcia, które pozwoliło mu patrzeć oczami smoczycy. Wtedy zrozumiał, o co jej chodziło. Właśnie na horyzoncie ukazał się ląd, a tam Murtagh i Cierń otoczeni przez Zaprzysiężonych. Za chwilę będzie po nich.
-Leć, Saphiro!!!- krzyknął Eragon najgłośniej jak potrafił, unosząc miecz nad głowę. Miał nadzieję, że odwróci to ich uwagę, ale z takiej odległości chyba nawet go nie usłyszeli.
Smoczyca poszła mu z pomocą. Ryknęła przeraźliwie, po czym zaczęła uderzać skrzydłami najszybciej jak potrafiła.
Eragon schował miecz do pochwy i zasłonił dłońmi uszy, ratując je przed dźwiękami, przez które zaraz straci słuch. 
Nie możliwe, żeby ONI tego nie słyszeli- skomentował do Saphiry.
Miał rację. Wszystkie oczy zwróciły się ku nim. ,,Smokopodobny" Galbatorixa wzniósł się wysoko, wyżej niż oni teraz lecieli, i poleciał im na spotkanie. Mięśnie Saphiry zadrżały ze wściekłości i niecierpliwości. Najchętniej jak najszybciej by rozszarpała go na strzępy.
Leć wyżej- polecił Eragon.- Nie możemy dopuścić, by znaleźli się bezpośrednio nad nami, bo...
... przycisną nas do ziemi i uniemożliwią mi manewrowanie- dokończyła smoczyca.- Wiem, co robić, Eragonie. Ty szykuj miecz.
No, Bid'Daumie- powiedział Eragon bardziej do siebie niż do smoczycy- to nasza ostatnia szansa. Jeśli nas oszukałeś zginiemy równie szybko, jak jestem w stanie zamachnąć się mieczem.
Nie wiedział, że nie tylko Saphira słyszała te słowa. W jego myśli uderzył wściekły piorun.
Miło, że tak mi ufasz, Eragonie Bromssonie- warknął Bid'Daum sarkastycznie.- Zrobiłem tak wiele, by ratować Alagaesię, poświęciłem własne życie, by ją ratować, a mój Jeździec zginął za was- naszą nadzieję. A ty, pisklaku, śmiesz twierdzić, że was oszukałem?!
Eragon nie zdążył odpowiedzieć, bo Saphira postanowiła jak najszybciej załagodzić sytuację.
Eragon nie miał nic złego na myśl... Ebrithilu- powiedziała szybko.- Wybacz mu, proszę. Po prostu wiemy, jak wiele od nas zależy i boimy się, że temu nie sprostamy.
Smok już nic nie odpowiedział, ale odczuli jego satysfakcję i wiedzieli, że cały czas słucha ich myśli.
Zaczęła się walka. Galbatorix postanowił sam się zemścić na Eragonie i jego smoczycy, był pewny, że to mu się uda, więc zabronił zaprzysiężonym się do siebie zbliżyć, ale też atakować kogokolwiek innego. Mieli jedynie trzymać każdego sprzymierzeńca swoich przeciwników od nich na dystans, a potem oglądać jego ,,tryumf".
Niestety Galbatorix trochę się przeliczył. Będąc pewnym, że ludzka broń nie uczyni mu krzywdy, nie starał się w ogóle przed nią osłaniać. Tak więc Eragon wbił mu miecz w serce, a gdy mroczny król zginął, jego smok razem z nim.
Wówczas cała Trzynastka rzuciła się na niego. Jeździec zabijał ich wszystkich, bez wyjątku. Kiedy zostało ich już tylko dwóch- Morzan i Kialandi- ojciec Murthaga zniknął im na chwilę z oczu, a Eragon zmuszony był wymieniać ciosy z Kialandim. Saphira miała pilnować, by nikt nie podkradł się do nich od tyłu, ale czerwona Zmora skutecznie zajęła smoczycę, atakując ją z gwałtownością jadowitego węża. Wreszcie Eragon przebił serce Kialandiego. Wtedy w ich głowach rozbrzmiał ryk Bid'Dauma:
Za wami!!!
Saphira obróciła się gwałtownie. Zobaczyli za sobą Morzana zastygłego w powietrzu jak posąg. Unosił miecz nad głową, szykując się do zadania Eragonowi ostatecznego ciosu. Mężczyzna nie czekając ani sekundy zamachnął się swoim błękitnym mieczem i ściął tamtemu głowę. Żadne z nich nie mogło się pozbyć uczucia, że Bid'Daum uratował im życie. Chcieli mu podziękować, ale nie mogli znaleźć słów, które wyraziłyby ich wdzięczność. Smok okazał się szybszy.
Nie dziękujcie. To ja powinienem teraz złożyć wam hołd. Ja już nic nie mogę zrobić. Gdybym miał ciało byłbym wielki jak cały Vroengard, ale jestem tylko małym Eldunari wielkości człowieka. Nic nie mogę zrobić, by ratować kraj. Ale wy chodź młodzi jesteście jego jedyną nadzieją. Nie myślcie, że od tej pory wasze życie będzie usłane różami. Jeźdźcy i smoki od zawsze, na zawsze muszą pilnować Aladaesii przed zagrożeniami. Ale oddając dziedzictwo Jeźdźców w wasze ręce, Eragonie, Saphiro, mogę być spokojny o przyszłość. Atra gulai un ilian tauthr ono un atra ono waise skoliro fra rauthr (Niechaj dobry los i szczęście stale ci sprzyjają i chronią cię od złego).-żadne z nich nie zdążyło odpowiedzieć, bo smok zablokował kontakt.
Wszyscy im dziękowali, a Nausada chciała nawet zrobić przyjęcie na ich cześć, ale Eragon odmówił. Ponieważ nikt go nie słuchał i wszyscy ignorowali jego odmowę, do rozmowy wtrąciła się Saphira:
Słuchajcie wszyscy!- ryknęła.- Bardzo nam miło, że nas doceniacie, ale nie możemy tu dłużej zabawić. Wybaczcie więc to, że teraz musimy was opuścić- to powiedziawszy wzbiła się w górę, kierując się w stronę Vroengardu.
Oboje chętnie by zostali, jednak zostawili Aryę i dzieciaki, którzy pewnie się już o nich martwią. W końcu nie powiedzieli im o... wszystkim.
Gdy wzlecieli nad morze, znów odezwał się Bid'Daum:
Chcecie usłyszeć opowieść o moim życiu?- spytał.
Bardzo- odparł Eragon.
Bardzo- zawtórowała mu Saphira.
A więc słuchajcie...
----------------------------------
Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać na tę notkę. Po prostu nie miałam czasu na pisanie, ale wreszcie ją skończyłam. Mam nadzieję, że to ma sens, bo pierwszą część (do trzech gwiazdek) pisałam już jakiś czas temu, a dziś zaczęłam pisanie tej notki od nowa, bo o tym zapomniałam. Jednak jak zobaczyłam, że już tyle było napisane, szkoda mi było to kasować i wkleiłam to na początek tej notki. :P
W następnym rozdziale wstawię opowieść Bid'Dauma i mam nadzieję, że nie będziecie musieli czekać na nią tyle co na tą. Nie wiem, czy zdążę ją wstawić przed poniedziałkiem, więc już teraz chciałam Wam złożyć serdeczne życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia [nawet mi się zrymowało :D ]. Zdrowych, pogodnych świąt, dobrego karpia (którego ja osobiście nie jadam), pachnącej choinki z mnóstwem prezentów i wszystkiego naj...
Życzeń noworocznych jeszcze nie składam, żebym miała motywację ze wstawieniem nowej notki do końca grudnia. xD
PS we wtorek (18.12.2012r.) mój blog skończył równo rok. Mam nadzieję, że dotrwa do kolejnego jubileusza. (:
A, i jeszcze jedno. Zapraszam Was na mojego nowego bloga (bez fantastyki), którego piszę razem z koleżanką:
www.kare-serce-konia.blogspot.com