sobota, 10 marca 2012

Burza

Amethis gwałtownie wstała z ziemi i otrząsnęła się. Źrebak spojrzał jedynie na nią zaskoczony, ale nie odskoczył. Lili szczotkowała mu teraz ogonek.
Och, Lili!- powiedziała zirytowana Amethis.- Już minął tydzień odkąd on- wskazała konika- tu jest, a ty cały czas się nim zajmujesz. Zostaw go wreszcie i dosiądź mnie. Chciałabym rozprostować skrzydła.
Możesz polatać sama- oznajmiła elfka.- Właśnie kończę go czyścić, ale potem obiecałam Arthurowi, że porozmawiamy. Nie mieliśmy na to czasu odkąd się wyklułaś. A w między czasie muszę jeszcze nakarmić Ramra, pobawić się z nim, wyprowadzić go na wybieg, położyć spać...
Dość!!! Ciągle słyszę tylko: Ramr to, Ramr tamto... To może zostań jego Jeźdźcem?! A ja się dziwiłam reakcją mojej matki, gdy chciałaś go wziąć. Teraz rozumiem!
Smoczyca skoczyła w powietrze i zniknęła wśród gęstych, czarnych chmur. Lili nie wiedziała, co bardziej ją zaniepokoiło. Złość smoczycy, czy jej odlot, gdy zbierało się na deszcz.
Elfka zatrzęsła się pod nagłym podmuchem wiatru.
-Chodź, koniku- szepnęła.-Robi się zimno. Ona się trochę pozłości i wróci.
Założyła źrebakowi ręcznie robiony (ze sznurka) kantar, który zdjęła mu na czas czyszczenia, i poprowadziła go do domu.
Lili- Saphira właśnie wylądowała pod domem.- Gdzie jest Amethis?
-Nie wiem- Liliana puściła Ramra wolno w pomieszczeniu.- Gdzieś poleciała, a co?
To niedobrze... Bardzo tam w górze wieje. Do tego robi się coraz zimniej. Lepiej skontaktuj się z nią i powiedz, żeby wróciła.
Lili posłusznie posłała myśli ku swojej smoczycy, ale nie wyczuła jej w pobliżu.
Och- westchnęła w myślach, a jej napięcie z każdą chwilą wzrastało.- Nie ma jej. Odleciała zaledwie przed chwilą, a nie mogę wyczuć jej w pobliżu. Nawet gdyby nie chciała ze mną rozmawiać, a byłaby gdzieś w pobliżu, to mogłabym ją wyczuć. Na pewno nic jej nie jest, wiedziałabym o tym, ale GDZIE ona jest.
Lepiej będzie, jeśli ją poszukamy. Wskakuj!
Smoczyca kucnęła, a Lili zręcznie wsiadła jej na grzbiet.
- A wy gdzie?- spytała Arya, która właśnie wyszła z domu.- To niebezpieczne. Zaraz będzie burza.
Lila chciała odpowiedzieć, ale Saphira ją ubiegła:
Amethis zniknęła. Musimy jej poszukać, nim stanie się coś złego. Jak Eragon zapyta, to powiedz mu, gdzie poleciałyśmy. Ale dopiero, jak będę za daleko, by mógł mnie zatrzymać. Musze pomóc temu mojemu bezmyślnemu pisklakowi.
To powiedziawszy skoczyła w górę, nie czekając na sprzeciwy Aryi. Prąd powietrza od razu zarzucił nią kilka metrów do tyłu. Nie poddała się mu i dzielnie leciała przed siebie. Lot pod wiatr był wręcz niemożliwy. Tylko dzięki swojej sile i doświadczeniu w lataniu mogła się oprzeć huraganowi. Chwilę potem niebo przecięła błyskawica. I jeszcze jedna. Potem zaczął padać ulewny deszcz.
Saphiro- powiedziała Lili w myślach. Ze smokami rodziców (a także Vanilorem i Cierniem) wolała rozmawiać na głos, ale grzmoty zagłuszyłyby jej słowa.- Leć Z WIATREM, nie POD WIATR. Jeśli Amethis leciała tak jak my teraz, to na pewno nie dała rady się mu oprzeć i ją poniósł.
Saphira zawiesiła skrzydła, nie mając zupełnie wpływu na to, gdzie leci. Jedyne co teraz robiła, to starała się opaść niżej niż wierzchołki drzew, by nie była głównym celem, gdy będą błyskać kolejne pioruny.
-Czuje ją!!!- krzyknęła Lili radośnie, a dalej mówiła w myślach:
Ona jest gdzieś nie daleko. Ale nie porusza się. Jej bliskość nas rośnie, ale tylko o tyle, o ile ty się do niej zbliżasz.
Skontaktuj się z nią- poleciła Saphira bezsilnie.- Spytaj gdzie jest.
Nie... Nie mogę. Blokuje przede mną umysł. Bo my... trochę się pokłóciłyśmy. To dlatego poleciała. Chciała być jak najdalej ode mnie.
Wspaniale- mruknęła smoczyca sarkastycznie.- Będziesz pierwszym, i pewnie ostatnim, Jeźdźcem, który przez taką głupotę stracił smoka. Ta burza nie ustaje! Jest coraz gorzej, a ja słabnę!!!
Nie mów tak !!!- Lili właśnie zdała sobie sprawę, ze słów towarzyszki.- Nic jej nie będzie, a ty jesteś silniejsza, niż ci się zdaję.
Nagle wiatr zaczął wiać od góry na dół. Zmienił kierunek tak gwałtownie, że rzucił Saphirą o ziemię... i się uspokoił.
Po chwili obie zorientowały się, że są ze wszystkich stron otoczone niewielkimi, skalistymi wzgórzami (najwyżej pięciokrotnie przewyższały Saphirę i to one osłaniały je przed wiatrem), a obok nich stoi Amethis.
Liliana wykrzyknęła jej imię i przytuliły się.
Tak się martwiłam- powiedziała.- Przepraszam, że tak się zajmowałam Ramrem. Przepraszam...
Nie, to moja wina. Nie powinnam była tak ostro reagować.
Nie chce wam przerywać, ale mamy drobne kłopoty- powiedziała Saphira, patrząc w dal, na coś za córką i elfką.
Lili i Amethis odwróciły się, podążając za jej wzrokiem. Na to co zobaczyły, aż wstrzymały oddech. Za nimi najwyżej dwie minuty drogi od nich, przemieszczała się trąba powietrzna.
Lepiej lećmy stąd- dodała.
Stąd nie można wyjść- powiedziała Amethis.- Próbowałam. Wzgórza są zbyt strome, by po nich wejść, a wiatr nie pozwala wylecieć. Patrzcie.
Smoczyca skoczyła w górę machając skrzydłami, ale potężny wiatr rzucił nią o ziemię.
Musimy coś zrobić, ja się nie poddam- Saphira spojrzała przerażona w stronę tornada.
-Może...- powiedziała Lili drżącym głosem.- Może to przejdzie.
Oba smoki spojrzały na nią zirytowane. Saphira poruszyła się niespokojnie.
Możesz użyć magii- zasugerowała.
-Nie odepchnę trąby powietrznej. To by mnie zabiło!
Możliwe ale...- W oczach Amethis zalśniły iskierki nadziei.- Ale mogłabyś choć częściowo osłonić nas przed wiatrem.
Saphira już miała zaaprobować ten pomysł, gdy nagle usłyszała w myślach przerażony głos Eragona:
Saphira!!! Gdzie jesteście?!
Smoczyca odetchnęła i, starając się by jej głos nie zabrzmiał zbyt przerażony, odparła:
Wszystko w porządku, mój mały. Właśnie wracamy do domu tylko... nastąpiły małe komplikacje. A ty gdzie jesteś? Lili nie mogła skontaktować się z Amethis z domu, więc zgaduję, że tam cię nie ma.
Starała się, by ostatnie zdanie zabrzmiało oskarżycielsko i odwróciło jego uwagę od ich trójki.
Martwiłem się! Musiałem pójść cię poszukać.
Nie powinieneś... Wracaj do domu. Ja zaraz tam będę... chyba...
To powiedziawszy zablokowała umysł, nie pozwalając Eragonowi odpowiedzieć.
Zgodziła się z pomysłem Amethis.
Lili dosiadła swojej smoczycy i rzuciła zaklęcie zgodnie ze wskazówkami Saphiry. Od razu nie opadła z sił, bo, jak tłumaczyła Saphira, to zaklęcie będzie czerpało z jej sił dopiero, gdy wiatr uderzy i będzie musiało działać. Wtedy też będzie mogła je zakończyć, kiedy za bardzo się zmęczy.
No to lecimy- powiedziała Amethis, spoglądając niespokojnie w stronę tornada odległego od nich najwyżej o 15 sekund. Obie smoczyce wystartowały. Wiatr nie uderzył w nie tak, jak wcześniej, ale Lili zachwiała się na grzbiecie smoczycy. Z każdą sekundą robiła się coraz słabsza, a jakby tego było jeszcze mało, to Amethis nie była osiodłana, a jej łuskowaty, mokry od deszczu grzbiet był bardzo śliski.
Amethis...- wyjęczała elfka.
Jeszcze chwilę, Lili, wytrzymaj.
I faktycznie długo nie musiała trzymać zaklęcia. Po kilku sekundach Saphira zarządziła, że dalej dadzą radę lecieć. A ponieważ wiatr zmienił kierunek, to lot był bardzo przyjemny. W mgnieniu oka znalazły się pod domem. Smoki wylądowały, a pod dom wybiegli Eragon i Arya. Oboje bardzo się martwili o całą trójkę. Saphira niechętnie opowiedziała o tym, co się stało. Gdy to opowiadała nawet Arthur, który wciąż był zły na Lilę, że go wydała i nie był już teraz Jeźdźcem, słuchał z zainteresowaniem. A kiedy elfka szła do swojego pokoju założyć jakieś suche ubranie (wcześniej nie miała na to czasu) zatrzymał ją.
-Naprawdę to wszystko przeżyłaś przed chwilą?- spytał.
-Tak- odpowiedziała unikając jego spojrzenia. Ostatnio bardzo się oddalili (ona i Arthur) od siebie.
-Ale ci zazdroszczę!
-Ja się cały czas zastanawiałam, czy ujdziemy z tego żywe, a ty chętnie zająłbyś moje miejsce? Jeśli tak, to może faktycznie bardziej nadajesz się na Jeźdźca niż ja- widząc jego smutne oczy położyła mu rękę na ramieniu i dodała:-Spokojnie. Jest jeszcze dużo jaj, może któreś się dla ciebie wykluje.
-To nie takie proste jak myślisz. Jako jedyny w naszej rodzinie nie mam smoka. A do tego nie jestem nawet nieśmiertelny. Czyżbyś zapomniała, że tata jest człowiekiem? Jeśli nie będę miał smoka to mogę żyć długo, ale nie wiecznie. A jedyne jajo, które może się wykluć dla Jeźdźca to jest to brązowe, które trzymałem w rękach, a smoczek się nie wykluł.
- Może nie był jeszcze gotowy, by się wykluć. A poza tym będą inne- powiedziała Lili i zniknęła w swoim pokoju.

Następny post: ,,Tajemnica Ramra."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz