Następne pół godziny Lili spędziła na tłumaczeniu rodzicom co się stało Saphirze, bo rozjuszona smoczyca nie chciała rozmawiać z nikim. Zamknęła umysł i nie dopuszczała nawet Eragona. Lila mówiła, że jest głodna, ale ani Eragon, ani Arya nie zamierzali jej wpuścić do domu bez sensownych wyjaśnień. Więc elfka musiała coś szybko wymyślić.
-No bo...- zaczęła wypowiadając każdą literę powoli, grając na czas.- To moja wina... Powiedziałam Saphirze, że... że jest głupia, bo zgodziła się, by Arthur podszedł do jej jaj... I pokłóciłyśmy się.
-To idź ją przeproś- nakazał Eragon.
-Oczywiście, ale nie teraz. Niech trochę ochłonie.
-Dobrze, Liluś, a teraz chodź jeść.
Po jedzeniu Eragon postanowił skontaktować się z synem. Nalał trochę wody do naczynia (swoje widzące lustro zostawił Arthurowi).
-Draumr kópa (senna wizja)- powiedział.
Po chwili tafla wody zastygła i zobaczył w niej obraz syna.
Porozmawiali chwilę (Eragon niezmiernie się ucieszył słysząc, że smok się wykluł).
Saphiro- powiedział Eragon- zejdź na dół. Polecimy po Arthura.
To sobie leć!- warknęła smoczyca.- Ja tu zostaję.
Eragona zaskoczyła jej odpowiedź. Smoczyca nigdy wcześniej się tak nie zachowywała. Zawsze cieszyła się lotem z nim i korzystała z każdej okazji by zostać z nim sama wśród chmur. Jednak Jeździec nie śmiał się z nią kłócić. Postanowił poprosić Opheilę o pomoc.
Oczywiście, że cię tam zaniosę- powiedziała młoda smoczyca.- Powiesz Aryi, że lecimy, czy ja mam to zrobić?
-Ja się tym zajmę. Ty zleć na dół i się przyszykuj do lotu. Rozprostuj skrzydła, rozruszaj się, a ja zaraz wrócę.
Opheila natychmiast wystartowała. Zatoczyła krąg nad domem i wylądowała, a chwilę później wrócił Eragon, niosąc w rękach smocze siodło. Zarzucił je jej na grzbiet. Właśnie dopinał ostatni pasek podtrzymujący siodło, gdy podeszła do niego Lili.
-Mogę lecieć z wami?- spytała elfka.
Nie mam nic przeciwko- odparła Opheila na tyle szybko, by Eragon nie zdążył odmówić.
Co prawda złota smoczyca nie wiedziała o tym, że to właśnie Lili jest Smoczym Jeźdźcem, a nie Arthur, ale i tak darzyła ją dużą sympatią.
-Nie jestem pewien- zawahał się Eragon.- A co jak spadniesz?
Nie spadnie- stwierdziła Opheila i zwróciła się do Lili.- Wskakuj, pisklaku.
Lili bardzo zręcznie wdrapała się na siodło. Zapięła podtrzymujące nogi rzemienie, które odstąpił jej ojciec. Gdy siedzieli już oboje u nasady szyi smoczycy, ona wystartowała. Leciała wysoko nad ziemią. Lili po raz pierwszy dosiadała smoka. Bardzo jej się podobało.
A więc to tak jest dosiadać smoka?- pomyślała.- Nie wiem jak Saphira, Opheila i rodzice wytrzymują na ziemi, skoro w górze jest tak cudownie! Mogę jedynie rozpaczać na myśl, że nigdy nie dosiądę mojego smoka albo zrobię to tylko wówczas, gdy Arthur się łaskawie zgodzi.
Jak ci się podoba lot?- spytała smoczyca.
-Jest cudownie!!!- krzyknęła Liliana.
- Rad jestem, że ci się podoba- oznajmił Eragon.- Może niedługo będziesz miała swojego smoka. Wtedy w pełni zrozumiesz, co oznacza dla Jeźdźca lot ze swym smokiem. Gdy jesteście w chmurach i otworzycie przed sobą umysły czujesz radość, jaką z lotu czerpie smok i miesza się to z twoimi własnymi uczuciami. Do tego możesz przewidzieć każdy ruch smoka... To jest nie do opisania słowami.
Eragon wniknął córce do umysłu i przekazał jej swoje uczucia, i to w jaki sposób patrzy na świat, gdy lata z Saphirą
-A tak w ogóle to wiesz, co się stało Saphirze? Jest zła na cały świat o coś, czego nie mogę odgadnąć.
-Nie wiem- Lili westchnęła z myślą ,,A więc tak bym się czuła, gdybym nie przystała na umowę Arthura?" i kontynuowała:- Przejdzie jej. Daleko jeszcze?
Nim Eragon zdążył odpowiedzieć, Opheila ryknęła i zanurkowała w dół (cały czas lecieli nad chmurami). Wtedy Smoczy Jeźdźcy zobaczyli ziemię. Skała, do której lecieli znajdowała się właśnie pod nimi.Smoczyca nie przestała ryczeć, dopóki z jaskini nie wybiegł Arthur z pisklakiem na rękach. Wtedy zamknęła paszczę, machnęła raz mocno skrzydłami, by spowolnić spadanie i nie zderzyć się z ziemią, po czym delikatnie wylądowała.
Eragon zsiadł z jej grzbietu, a Lili pozostała nieruchoma.
Co?- spytała smoczyca- Nie idziesz się przywitać z bratem?
Wyobraź sobie, że nie!- odpowiedziała Lili w myślach, co było dziwne, bo zwykle kontaktowała się ze smokami na głos, ale teraz chciała, by tylko Opheila ją słyszała.
Arthur wdrapał się na siodło z małym smoczkiem, a za nim Eragon zrobił to samo.
I Opheila ruszyła w drogę powrotną.
-Może opowiesz nam, jak to było, gdy smoczek się wykluł?- zaproponował Eragon.
-A kogo to obchodzi?!- krzyknęła Lili wściekle.
Uciszył ją niski warkot.
-Ciiiiicho!- zagrzmiała smoczyca.- Ja też chcę to usłyszeć.
Arthur wzruszył ramionami zakłopotany. Mocniej przytrzymał pisklaka, by ten nie spadł, i zaczął irrealną opowieść:
-A więc to było tak... Jak zostałem sam w jaskini, wziąłem jaja na ręce. Delikatnie przejechałem palcami po zdobiących je żyłkach i przemówiłem do smoczków. Mówiłem kim jestem, kim ona są. Potem sięgnąłem myślami najpierw do brązowego, a potem do fioletowego. U żadnego nie wyczułem uczuć, które by decydowały o tym, że przypadłem mu lub a jej, bo ten drugi był smoczycą pisklak, do gustu, choć wydawało mi się, że ona zwróciła na mnie dość dużą uwagę. Sięgając do jej myśli czułem się, jakbym rozmawiał z Saphirą, tylko że JA cały czas mówiłem, a smok milczał. Siedziałem tam dość dużo czasu. Nagle zaburczało mi w brzuchu. W panującej cisz odgłos ten przypominał ryk niedźwiedzia lub innego dużego zwierza, więc zerwałem się na równe nogi (no bo cały czas siedziałem). Dopiero po chwili zorientowałem się, że to mój żołądek i wybuchnąłem śmiechem. Postanowiłem upiec kilka jabłek na ognisku, żeby zaspokoić głód. Wyszedłem z jaskini, bo rozpalenie ogniska w środku mogłoby mnie zaczadzić. Jajo zostało samo. Gdy jadłem ostatnie z jabłek usłyszałem jakieś niepokojące dźwięki ze środka, ale je zignorowałem. W końcu odgłosy tak się nasiliły, że poszedłem sprawdzić, co je wydawało. Gdy wszedłem do jaskini zobaczyłem smoczka stojącego na kamiennej podłodze, otoczonego przez odłamki ametystowych skorupek. Delikatnie dotknąłem łebka pisklaka i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem smoczyca leżała obok mnie, a ja miałem to na ręce- uniósł rękę ukazując dłoń z fałszywą gedwey ignasią.- Potem zrobiłem jeszcze kilka smażonych jabłek i ją nakarmiłem. Potem cały czas z nią rozmawiałem, radując się, że ze wszystkich ras Alagaesii ona wybrała mnie. A później ty się ze mną skontaktowałeś, tato, i przyleciałeś po mnie.
Opheila właśnie wylądowała pod ich domem.
Jesteśmy- oznajmiła.- A więc jak ją nazwiesz?
Arthur chciał już odpowiedzieć, gdy odezwała się Lili:
-Mogę ja ją nazwać, Arthurze? Proszę...
-Lili- wtrącił Eragon.- Myślę, że Arthur powinien nazwać swojego smoka. W końcu jedna osoba na milion i to tylko raz w życiu ma okazję nadać imię własnemu smokowi.
- Nie- powiedział Arthur.- Myślę, że to właśnie Lili powinna ją nazwać.
A więc słuchamy- usłyszeli za sobą Saphirę i wszyscy (oprócz Eragona, który wyczuł jej obecność) wzdrygnęli się zaskoczeni widząc stojącą za nimi smoczycę, która podkradła się do nich bezszelestnie.- Nazwij ją.
-Ty- Lili zwróciła się do smoczycy- masz szafirowe łuski i nosisz imię Saphira. Myślę więc, że ametystową smoczycę sprawiedliwie by było nazwać Amethis.
Piękne imię- usłyszeli i zobaczyli nadlatującego Vanilora.- Bardzo piękne. Mam ukochaną Saphirę i jedną z córek Amethis. Mnie się podoba.
Saphira wzniosła się w górę i odleciała z Vanilorem.
Piękne- pomyślała Lili.- Ale czy kiedykolwiek będę się mogła cieszyć istnieniem Amethis? Mojej Amethis...
Ciekawe . Podoba mi się imię . Ciekawe kiedy Eragon odkryje co się stało i da kopa Arturowi .
OdpowiedzUsuńNie odpowiem na to, bo bym się zdradziła.Właśnie chodzi o to, by nie było wiadomo kiedy Eragon pozna prawdę.;-)
UsuńSmoczek miał mieć na imię Vervada (jak matka Saphiry), ale się rozmyśliłam, bo Amethis mi się bardziej podoba. No i Vervadą mogę nazwać każdego smoka, a ametystowa smoczyca jest tylko jedna...