niedziela, 18 grudnia 2011

We dwoje

Eragon i Arya poszli na spacer. Wzięli ze sobą Opheilę. Prosili Saphirę, by poszła z nimi, ale odmówiła. Nie często miała okazję zostać sama. Zawsze chciała strzec Eragona, a teraz on poszedł z Aryą. Elfka jest odpowiedzialna. Nie pozwoli mu zrobić krzywdy. A Saphira miała swoje plany na ten dzień. Chciała pobyć trochę z Vanilorem. Gdy tylko Eragon z Aryą wyszli, Saphira wyleciała z domu i przeleciała przyjaciołom nad głowami.
-Uważaj na siebie!- krzyknął Eragon.
Będę, ale to wy powinniście uważać-padła odpowiedź.
Saphira leciała radośnie. Wylądowała przed domem Rorana. Siedziała tam na ławce Katrina, a na trawie bawiły się dwie dziewczynki- sześciolatka i trzylatka.
-Witaj Saphiro- powitała ją Katrina. Dzieci podbiegły do Saphiry i zaczęły wspinać się jej na grzbiet i szarpać za zwinięte skrzydła.- Och, nie. Chodźcie tu łobuziaki. Nie ruszajcie smoczka.
Witaj, Katrino- odpowiedziała smoczyca.- Nic nie szkodzi. Niech się dzieci pobawią. Gdzie jest Valinor?
Kobieta zawołała smoka po imieniu i z góry ku nim śmignęła zielona strzała, lądując obok nich. Valinor liznął ją w nos i (gdy Katrina zabrała swoje dzieci) oba smoki poleciały w górę. Wyglądały jak 2 motyle. Mimo swego ogromu ,,tańczyły" zgrabnie w powietrzu. Na chwilę się łączyły, a zaraz się rozłączały tworząc przy tym piękne figury.
Najbardziej cieszyło ją to, że mogła robić, co chciała. Nie musiała słuchać Eragona ani bać się, że ją lub jego spotka coś złego. Ale... Nagle zamarła. Poczuła w swoim wnętrzu ból, wielki ból. Ktoś zranił Eragona!!!

(C.D.)

Wtedy smoczyca usłyszała rozpaczliwy krzyk swego Jeźdźca:
Saphiro, potrzebuję cię!!! 
Smoczyca leciała najszybciej jak mogła.  Vanilor poleciał za nią. Po drodze spytał:
Co się stało?
Eragon- odpowiedziała Saphira i wszystko było jasne.
 Smoki mknęły jak dwie strzały. Saphira zauważyła jak bardzo wzrosła jej więź z Eragonem. Bez problemu mogła go znaleźć, choć Eragon nie mówił (sam jeszcze nie wiedział), gdzie się z Aryą wybierają.
Na miejscu zobaczyła czerwonego smoka (oczywiście nie był to Cierń) o wzroście podobnym do niej, a obok na ziemi leżeli nieprzytomna Arya i wciąż przytomny, ale bardzo słaby Eragon.
Saphira rzuciła się na czerwonego smoka. Vanilor dostał od swojej przyjaciółki rozkaz, by zamiast jej pomagać (a dała mu do zrozumienia, że jest starsza, silniejsza, a on by tylko przeszkadzał), żeby pomógł Aryi i Eragonowi. Smok podszedł do elfki i Jeźdźca. Już chciał przekazać im część swej energii, gdy usłyszał za sobą dumny, władczy głos:
- Witam cię, piękny smoku.
Vanilor odwrócił się szybko. Stał za nim wysoki mężczyzna o brązowych włosach, bardzo podobny do Murtagha. Vanilor nie znał go. Nie mógł go znać.
 Patrzył więc tylko bezmyślnie w jego oczy, osłaniając sobą swoich dwunożnych przyjaciół.
Mężczyzna uniósł rękę z gedwey ignasią, wypowiadając kilka słów w pradawnej mowie. Saphira znieruchomiała i zaczęła opadać, aż wylądowała na ziemi przed nieznajomym. Obok wylądował zadowolony z siebie czerwony smok. Smoczyca wbiła wzrok w ziemię. Wreszcie zmusiła się do spojrzenia na mężczyznę. Sapnęła, wbijając szpony w ziemię. Nie znała go osobiście, zginął nim się wykluła, ale był identyczny jak w opowieściach. Taki, jak go sobie wyobrażała.
Nie możliwe... Morzan!!!

1 komentarz:

  1. :) już się nie mogę doczekać następnej notki ! Oby Eragonowi nic nie było :( w moich zeszytach ostatnio ciągle Arie rysuję

    OdpowiedzUsuń