sobota, 18 lutego 2012

Ramr

Następnego dnia, gdy Lili i Amethis rozmawiały nie mogąc się nacieszyć swoim towarzystwem, obok nich wylądowała Saphira.
Nie traćmy czasu, pisklaki- powiedziała.- Musimy nadrobić dużo lekcji. Wczoraj Eragon dał wam spokój, ale dziś nie odpuści. Czeka na was na najbliższej skale. Kazał mi was wezwać. No to chodźcie.
Saphira wzbiła się w górę i po chwili zniknęła im z oczu. Na szczęście Amethis sama znała drogę, bo w  tym samym miejscu pobierała nauki z Arthurem.
Wylądowała przed Eragonem. On się uśmiechnął i poklepał ją po nodze.
-Myślałem, że zabłądziłyście- powiedział żartobliwie.- Co tak długo?
Długo?- Amethis złożyła skrzydła.- Od razu tu przyleciałyśmy.
No to do roboty- wtrąciła Saphira.- Dziś będzie w miarę lekki dzień. Ponieważ nie możemy zacząć waszych lekcji od nowa postanowiliśmy...
-... że w skrócie pokażemy ci, Lili...
...czego nauczył się Arthur...
-...a w domu to poćwiczysz. Cóż za...
...swoje błędy trzeba płacić swoim wolnym czasem.
Lili bardzo irytowało, gdy mówili na zmianę, ale nie śmiała im zwrócić uwagi. Widocznie Amethis podsłuchała jej myśli, bo powiedziała:
Spokojnie. Oni tak często robią, a pomyśl, że jeszcze trochę czasu będziemy ze sobą współpracować i też zaczniemy mówić na zmianę.
Więc Amethis położyła się za Lilianą, podczas gdy Eragon i Saphira tłumaczyli jej kilka szczegółów, których nauczyli Arthura. Smoczyca czasem coś wtrąciła, ale przez większość czasu leżała w ciszy, pozwalając ich nauczycielom wszystko dokładnie wytłumaczyć.
-To by było tyle na dzisiaj- powiedział w końcu Eragon.- Macie wolne. Możecie gdzieś polecieć razem.
Lili i Amethis naradzały się chwilę, aż w końcu smoczyca spytała:
A możemy polecieć na stały ląd? Szybko byśmy wróciły.
Eragon otworzył usta, by się nie zgodzić, ale Saphira była szybsza:
Oczywiście, że możecie, ale pod warunkiem, że ja polecę z wami, by was ochronić w razie zagrożenia.
Smoczyca spojrzała na Eragona oczekując ostrej dezaprobaty, ale w jego oczach zalśniła iskierka zadowolenia.
Więc mogę lecieć z wami?- spytała smoczyca.
-Oczywiście!- zawołała Lila i zarzuciła jej ręce na szyję, a potem jej wzrok przeskoczył na Eragona.-Tato?
Eragon rozłożył ręce i uśmiechnął się.
-Oczywiście. Lećcie- urwał, gdy córka go przytuliła, a potem mówił dalej.- Ale wolę byście dzisiaj zostały. Wylećcie jutro o świcie. Dziś jest już późno. Już ciemno się zrobi, gdy będziecie jeszcze nad morzem.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że najlepiej będzie wyruszyć jutro.

*          *          *

Lilę obudziło mocne szturchnięcie w ramię. Otworzyła oczy i zobaczyła ametystowy pysk swojej smoczycy.
Już jest rano?- spytała.
Wstawaj śpiochu- Amethis znów ją trąciła.- Saphira czeka na nas na zewnątrz i zaczyna się niecierpliwić. No chodź!
Elfka wyczołgała się z łóżka i od razu wsiadła na smoczycę, bo była zbyt śpiąca, by iść. Zapięła paski przy siodle, które już wczoraj jej założyła i dokładnie sprawdziła, czy nie jest gdzieś przetarte.
Amethis wystartowała ze swojego posłania w domu w pokoju Lili (w każdym pokoju w domu było miejsce dla smoka i gdy na jaw wyszło oszustwo Arthura wystarczyło, że przeniosła się z jego pokoju do Lili). Nie lądowała już na ziemi, by nie tracić czasu. Saphira dołączyła do nich w górze.
Postarajcie się nie zostać bardzo w tyle- powiedziała i przyspieszyła, lecąc jak błyskawica.
Mimo iż Amethis była od niej dużo mniejsza, nie zostawała bardzo w tyle.
Mamo- wysapała w końcu- może nie znam się tak bardzo na lataniu jak ty, ale nie sądzisz, że powinnyśmy zwolnić? Lecąc tak szybko równie szybko się zmęczymy, a gdy będziemy nad wodą nie będzie gdzie wylądować. Nie ryzykowałabym pływania, bo już raz widziałam tego... Nidwhala. Smokożerny stwór...
Rozbawiona smoczyca wypuściła samotny jęzor ognia.
Jesteś nieźle zorientowana. Spokojnie. Tak szybko nie opadniemy z sił, a już trochę zwolniłyśmy.
Dalej leciały w milczeniu.
Słońce już zachodziło, gdy smoki doleciały do gór Kośćca. Tam rozbiły obóz. Smoczyce zapolowały na tamtejsze sarny, których nie brakowało, a Lili wyjęła z juków siodła kilka owoców (też przygotowanych wczoraj) i usmażyła je na ognisku. Potem wszyscy zasnęli.
Rano poleciały dalej w kierunku Gileadu, a potem wzdłuż Ramru. Nagle Amethis zobaczyła stado dzikich, śnieżnobiałych koni. A kilkadziesiąt metrów dalej ich śladami ruszali kłusownicy.
O nie!!!- syknęła Lili.- Postaw mnie na ziemi, Amethis.
Ale...
Już!
Smoczyca spojrzała na Saphirę w poszukiwaniu pomocy, ale ona skinęła tylko głową.
Amethis wylądowała, a gdy Lila stanęła na ziemi, znów wzbiła się w górę pozostając w pobliżu.
-Słuchajcie...- powiedziała do koni, a widząc ich strach dodała.- Spokojnie... Eka ai fricai un Shur'tugal (Jestem Jeźdźcem i przyjacielem). 
Rumaki zastrzygły uszami zaciekawione, ale nagle zerwały się do biegu.
Po chwili w zasięg wzroku wbiegli myśliwi.
-Ty spłoszyłaś konie!- krzyknął jeden z nich.- Brać ją!!!
wszyscy pobiegli w jej kierunku, a gdy chciała uciekać zauważyła, że jest otoczona.
Amethis!!!- krzyknęła, rozpaczliwie pragnąć, by smoczyca była przy niej.
Ale nie trzeba było jej teraz wołać, bo w tym momencie obie smoczyce opadły z nieba i rzuciły się na kłusowników.
Po chwili nie było już żadnego z nich. Kilku uciekło, ale reszta stanowiła śniadanie dla smoków.
Lili!- upomniała ją Amethis.- Mogło ci się coś stać. Lećmy dalej.
W tej chwili elfka usłyszała ciche rżenie. Przeszła kilka kroków dalej i zobaczyła... malutkiego źrebaczka!
Konik był taki malutki... Mógł przyjść na świat najwyżej kilka godzin wcześniej.
 
 Lili wzięła go na ręce.
Co zamierzasz zrobić z tym kopytnym?- spytała Saphira zirytowana.
-Jak to co? Zatrzymam go.
Lili położyła źrebaka na łęku siodła Amethis, a potem sama ją dosiadła.
-Zmiana planów- oznajmiła.- Wracajmy do domu.
Smoki wystartowały.
Już widzę jak Eragon zareaguje na tego konia- skomentowała Saphira.
Jak go nazwiesz?- spytała Amethis, by rozładować napięcie.
Znalazłam go przy Ramrze, to niech ma na imię Ramr.
Dwa smoki leciały w chmurach, a Ramr spał, nawet nieświadomy tego, że leci na bestii.

1 komentarz:

  1. Jaki śliczny ten źrebak ! Widzę kochana że twoje miłość do koni nie rdzewieje :* I dobrze ! U mnie nowa notka http://lilianddylan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń